W czasie wojny na terenie Pomorza funkcjonowała organizacja konspiracyjna o nazwie „Tajna Organizacja Wojskowa Gryf Pomorski”. Zajmowała się ona m.in. pomocą lokalnej ludności, akcjami sabotażowymi, a także walką partyzancką. Jej przedstawiciele działali także w Rumi i Zagórzu.
TOW „Gryf Pomorski” powołano do życia 7 lipca 1941 roku w Czarnej Dąbrowie nieopodal Bytowa. W pewnym momencie wojny stan liczbowy organizacji mógł wynosić nawet 20 tysięcy osób. Większość z nich zajmowała się działalnością charytatywną, edukacyjną, wywiadem i kontrwywiadem. Gryfowcy odegrali dużą rolę w informowaniu aliantów o ruchach wojsk niemieckich czy lokalizacji infrastruktury wojskowej.
Ponadto partyzanci Gryfa utrzymywali w terenie kilkadziesiąt tzw. grup leśnych, które liczyły kilkuset żołnierzy. Ich najsłynniejszą akcją był atak zbrojny na lotnisko wojskowe w Strzebielinie w listopadzie 1943 roku. Gryfowcy zdołali wówczas uszkodzić stacjonujące tam samoloty i zdobyć wiele sztuk broni. Mimo licznych aresztowań Gryf Pomorski funkcjonował aktywnie aż do zakończenia działań wojennych wiosną 1945 roku.
Partyzanci operujący w rejonie Rumi i Zagórza zajmowali się przede wszystkim sabotażem oraz przechwytywaniem i magazynowaniem zdobytej na wrogu broni: „Wspólnie z sierżantem Kamińskim i z porucznikiem Pawłem Heblem założyliśmy punkt wyjściowy [dla zdobywania broni] z transportów wojskowych, które Niemcy kierowali na front wschodni na trasie kolejowej Słupsk – Lębork – Wejherowo – Gdynia do Królewca. [Był to dworzec] Rumia Zagórze. W Rumi na ulicy Abrahama mieszkał Władysław Deyk ps. „Kraków”, który zwerbował na członków Gryfa zawiadowcę stacji Wiktora Formelę oraz kilkunastu kolejarzy. W pobliskim lesie koło Rumi postawiono bunkier partyzancki, który służył na magazynowanie broni i amunicji oraz dla partyzantów”.
Kradzież broni odbywała się z reguły nocą, a możliwa była dzięki zaangażowaniu kolejarzy, którzy wpuszczali do wagonów partyzantów: „Kierownik [pociągu] przeszedł się po wagonach celem zorientowania się w sytuacji, gdyż było wiadomem, że żołnierze jadący na front wschodni byli pijani jak bomby, leżeli na podłogach, spali i chrapali, broń mieli zawieszaną na hakach, stała przy samych drzwiach, a skrzynki z amunicją stały przeważnie na korytarzach. Następnie partyzanci w ubraniach roboczych i płaszczach kolejarskich przechodzili korytarzami wagonów, zbierając stojącą lub wiszącą broń i chowając ją pod płaszcz, którą magazynowało się w klozecie zamykanym na klucz. Broń [wyrzucana była] przez okienko z klozetu w miejscach umówionych, gdzie druga kolumna partyzantów przechodziła wzdłuż torów kolejowych, zbierając wyrzuconą zdobycz”. W drugiej połowie 1943 roku Niemcy złapali jednego z partyzantów przeprowadzającego podobny proceder na gorącym uczynku, po czym rozstrzelali go na dworcu w Gościcinie. W wyniku tego wydarzenia w pociągach wprowadzono dodatkowe straże, a kierownikom zabroniono poruszania się po wagonach. Uniemożliwiło to kontynuowanie podobnych akcji przez Gryfowców.
Lokalni partyzanci zajmowali się też sabotażem. W naszym rejonie ich celem było przede wszystkim lotnisko wraz z infrastrukturą pomocniczą: hangarami, halami montażowymi i zbiornikami paliwa. Gryfowcom udało się m.in. zniszczyć ogromny zbiornik mieszczący podobno aż 100 tysięcy litrów paliwa lotniczego. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie pomoc jeńców francuskich pracujących w zakładach lotniczych: „Dużym sukcesem było zniszczenie zbiorników z benzyną specjalną na lotnisku wroga w Rumi-Zagórzu. Zamontowali tam Niemcy duże zbiorniki do zmagazynowania benzyny specjalnej, jeden z nich miał pojemność 100 tysięcy litrów, w środku był emaliowany. Specjalna komisja zbadała pod ciśnieniem szczelność zbiornika [po czym] owy zbiornik zaczęto wkopywać do ziemi. Przystąpiliśmy do działania. Mieliśmy w nim zrobić kilka otworów, trzeba było posłużyć się ręczną wiertarką. Przemycili ją przez bramę wejściową w częściach dwaj Francuzi, którzy należeli do naszej grupy, a byli zatrudnieni przy zakopywaniu tego zbiornika. Jeden z nich nazywał się Marceli. W czasie prac ziemnych udało się Francuzom wyborować kilka otworów o średnicach 2,5 milimetra, zakleić je gumą i zamalować tym samym kolorem, jakim był pomalowany cały zbiornik. Wreszcie zakopano go w ziemię i oddano do użytku. Pod wielkim ciśnieniem płynu i zmiękczeniu gumowych korków, korki te powypadały z dziur i benzyna powoli, lecz ciągle wyciekała. Po jakimś czasie Niemcy zorientowali się, że benzyna z basenu uchodzi. Nowa komisja stwierdziła brak 22 tysięcy litrów benzyny specjalnej. Wściekłości Niemców nie dało się opisać!”.
Na lotnisku niszczono nie tylko elementy infrastruktury, lecz także części samolotów: „W tym samym okresie postanowiliśmy dokonać innego sabotażu na lotnisku. Stały tam samoloty, które nie dawały nam spać, a w magazynach mieściły się nowiutkie części samolotowe i silniki. Postanowiliśmy zniszczyć i unieszkodliwić samoloty i części. W tym celu skontaktowaliśmy się z grupą partyzancką w Gdyni. Ta grupa produkowała proszek kwasożerny […]. Proszki te i tabletki, tak zwane płatki, służyły różnym celom sabotażowym. Partyzant Deyk Władysław „Kraków” i Jan Gruszewski „Jeleń” znów weszli w kontakt z Francuzami. Dostarczyli im pewną ilość tego proszku. Zadaniem Francuzów było obsypać proszkiem silniki samolotów znajdujące się w hangarach, motory samolotowe i części samolotowe w magazynach. Przy zetknięciu z jakimkolwiek metalem proszek działał, wyżerając dziury. W taki sposób zostało zniszczonych w Rumi 5 sztuk samolotów myśliwskich i kilka innych oraz nowych silników samolotowych i duża ilość części zapasowych”. Żrącym proszkiem obsypywano niemieckie części lotnicze także w trakcie transportów i rozładunków. Warto dodać, że przeprowadzanie tego typu akcji było niezwykle niebezpieczne i każdorazowo kończyło się aresztowaniami i zaostrzaniem procedur. Mimo to prowadzono je niemal do końca II wojny światowej.
W pobliżu Rumi znajdują się dwa wyraźne ślady po działalności partyzantów. Pierwszy z nich to zarys dawnego schronu drzewno-ziemnego zlokalizowany na terenie leśnictwa Dębogórze (nieopodal drogi łączącej Rumię z Mostami). W latach 1942-44 miejsce to wykorzystywali miejscowi partyzanci, co upamiętnia kamienny obelisk ufundowany przez dębogórski oddział Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. W bezpośrednim sąsiedztwie interesującego obiektu obejrzeć można dużych rozmiarów wał przeciwczołgowy, wykopany przez Niemców w ramach przygotowań do walk o Gdynię w 1945 roku.
Drugim miejscem upamiętniającym działalność Gryfa Pomorskiego jest kapliczka w Dębogórzu-Wybudowaniu ufundowana w 1947 roku przez partyzantów, którym udało się przeżyć wojnę. W maju odbywają się przy niej tradycyjne nabożeństwa.
Osoby zainteresowane historią Gryfa Pomorskiego z pewnością powinny odwiedzić też rekonstrukcje schronów partyzanckich w Szymbarku, a przede wszystkim te zlokalizowane w pobliżu kaszubskiej wsi Mirachowo. Ta ostatnia, nazywana „Ptasią Wolą”, ukryta jest w lesie, nieopodal malowniczego jeziora Lubygość. Wejście do wnętrza jest bezpłatne, a sam obiekt czynny przez cały rok.