W minioną sobotę (11.05) rozegrano czwartą kolejkę I ligi rugby. Arka Rumia na własnym terenie podejmowała najbardziej utytułowaną drużynę w Polsce - AZS AWF Warszawa.
Mecze z warszawską drużyną zawsze należą do tych najtrudniejszych w lidze. Dość powiedzieć, że w ubiegłym sezonie AZS był jedyną drużyną, z którą Arka Rumia nie wygrała. Pierwsze minuty meczu nie wskazywały by coś miało się zmienić w tej kwestii, gdyż warszawiacy dominowali na boisku zdobywając pierwsze punkty już w 10 minucie.
- Te punkty podziałały na nasz zespół jak wiadro zimnej wody. Rzuciliśmy się w szaleńczym ataku do odrabiania strat, co zaowocowało dwoma przyłożeniami i wyjściem na prowadzenie. Przypomnę, że w rugby jedno przyłożenie to 5 punktów, które można podwyższyć o kolejne dwa- mówi Arkadiusz Soporowski, asystent trenera Arki Rumia.
Bardzo wyrównana pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 12-10 dla Arki Rumia. Po przerwie obraz gry niewiele się zmienił. Znów byliśmy świadkami bardzo dobrego i wyrównanego widowiska, a szala zwycięstwa mogła się przechylić na każdą ze stron. Na minutę przed końcem spotkania, przy wyniku 24-24, zawodnik AZS dopuścił się przewinienia, za które sędzia podyktowała rzut karny. W rugby rzut karny wykonuje się z miejsca przewinienia - w tym przypadku w odległości 40 metrów. Celne trafienie (za trzy punkty) dało zwycięstwo drużynie z Rumi.
Ostateczny wynik: Arka Rumia - AZS AWF Warszawa 27-24.