Redakcja Rumskich Nowin: Czy kultywowane dawniej na Kaszubach bożonarodzeniowe zwyczaje różniły się od tych współczesnych?
Tomasz Fopke, dyrektor Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej w Wejherowie: Można rzec, że są to dwa różne światy. Postęp cywilizacyjny – zwłaszcza rozwój środków przekazu, telewizji i internetu – spowodował nastanie nowych mód na Kaszubach, do których zaliczyć można obchody dnia św. Walentego czy Halloween. Panny młode zapatrzone w anglosaskie filmy chcą być wiedzione do ślubu przez ojców pod rękę. I zaroiło się na Kaszubach od różnej maści świętych Mikołajów, którego wizerunek utrwaliła jedna z reklam Coca-Coli. A Kaszubów odwiedzali i św. Mikołaj, i Gwiazdor. Pierwszy przychodził do dzieci i dorosłych 6 grudnia i pod osłoną nocy wkładał podarki do lśniących, wypolerowanych uprzednio butów. Rozmiar butów ograniczał wielkość i wielość prezentów. Była to przymiarka do Gwiazdki, czyli Wigilii – przedednia Bożego Narodzenia, 24 grudnia. Kaszubski Mikołaj, patron żeglarzy, rybaków, panien na wydaniu i... złodziejów – przybywał cichaczem, incognito, bez czerwonego płaszcza, tym bardziej bez zaprzęgu i reniferów. Dlatego też śmieszyć mogą różne współczesne „mikołaje” zwieszone z balkonów, wyglądające z okien. Podobnie jak niemieckie krasnale w ogródkach. Przejmujemy mody, zwyczaje, zachowania, które kojarzą się nam z atrakcyjniejszą cywilizacją, zwłaszcza zachodnią czy amerykańską, anglosaską. Największe takie kulturowe zachłyśnięcie się nastąpiło po zmianie systemu politycznego w Polsce, u progu lat 90. ubiegłego wieku. Również kolejni emigranci „za chlebem” przywozili z miejsca zarobkowania tamtejsze zwyczaje.
RRN: A ten drugi kaszubski Mikołaj?
TF: To Gwiazdor. Postać budząca przestrach u dzieci. Ubrany w kożuch. Niezgrabny, z groteskową larwą, czyli maską na twarzy, która sprawia, że głos jest zdeformowany. Trochę przypominał Jokera z filmu o Batmanie... Wlókł worek z prezentami, które wręczał dzieciom i dorosłym, ale... pod warunkiem poprawnego zmówienia modlitwy bądź zaśpiewania kolędy. Miał ów przebieraniec w ręku kòrbacz, czyli biczysko ze splecionej słomy, czasem zwykły pas, którymi karał nierozgarnięte albo sparaliżowane strachem dzieci. Wielu dorosłych Kaszubów wspomina to traumatyczne przeżycie z dzieciństwa.
RRN: A jak wyglądała na Kaszubach sama Wigilia?
TF: Drzewiej (dawniej, niegdyś – przyp. red.) kaszubska izba nie była strojna w choinkę. W rogach izby stały snopy różnych zbóż, co miało przynieść urodzaj w kolejnym roku. W roku 1935 etnografka Bożena Stelmachowska odnotowała już powszechność ubranych choinek, danków, w kaszubskich chëczach. Wieść niesie, że choinkę na Kaszuby przywieźli pruscy urzędnicy z Gdańska. Zwyczaj łamania się opłatkiem zaistniał na Kaszubach w okresie międzywojnia i zaimplementowany został jako część tradycji z głębi ówczesnej Polski. Potraw na stołach nie było wiele. Tego dnia obowiązywał ścisły post, stąd na stole wigilijnym były pùlczi (ziemniaki w mundurkach), sledze (śledzie), zupy: brzadowô (z suszu owocowego) i grzëbòwô (z suszonych grzybów). Do picia podawano kawę zbożową. Karp to pomysł władz z siermiężnych czasów PRL-u.
RRN: A co z kolędami? Śpiewano je?
TF: Oczywiście. Po niemiecku i po polsku. Trzeba pamiętać, że znaczna część Kaszub, także Rumia, znajdowała się w administracji pruskiej (niemieckiej) już od roku 1772 aż do roku 1920, czyli 148 lat. Stąd popularna narracja o „odzyskaniu przez Polskę niepodległości po 123. latach zaborów” – najwyraźniej nie odnosi się do Kaszub... Kaszubi biegle posługiwali się urzędowym niemieckim, kościelnym polskim i domowym kaszubskim. Część z rdzennych mieszkańców naszego regionu była wyznania protestanckiego, stąd też śpiew po niemiecku, albowiem z protestantami właśnie, lëtrama – powszechnie kojarzono język niemiecki. Z rzymskimi katolikami zaś – polski. Śpiewanie kolęd kaszubskich w domach, a powszechniej – w miejscach publicznych: kościołach, szkołach, salach instytucji kultury – związane jest przede wszystkim z emancypacją naszej rodzimej kultury w ciągu ostatnich dziesięcioleci.
RRN: Jak wyglądały kolejne dni, czyli pierwsze i drugie święto?
TF: Niewiele sią tutaj zmieniło do dziś. Po obowiązkowej mszy św. pasterskiej, w nocy z 24 na 25 grudnia, pierwszy dzień Swiãtów grudnia spędzano w rodzinnym gronie. W drugi dzień, w św. Szczepana, wyprawiano się w odwiedziny do dalszego pokrewieństwa. Oczywiście starym zwyczajom towarzyszyło nabożne uczestniczenie w mszach św. Dla księży ten czas, włącznie z obchodem duszpasterskim, jest czasem żniw. Co ciekawe, w drugie święto księdza obsypywano owsem dla upamiętnienia faktu kamieniowania patrona dnia.
RRN: Ostatnie pytanie. Gdyby miał Pan wyróżnić jeden zwyczaj bożonarodzeniowy na Kaszubach, to byłoby to...?
TF: Wyróżnić należy gwiżdże, zwane też panëszkama, gwiôzdkama, kòzłama, baranama – to znaczy grupę przebierańców, którzy z kolędami i specjalne przygotowanym tekstem odwiedzali kaszubskie domostwa, prezentując wyjątkowe spektakle-widowiska, powiedzielibyśmy dziś – urządzali happeningi. Gòdë i czas przed i po tych świętach stanowiły doskonałą okazję do prezentacji walorów teatralnych, głosowych, inwencji twórczej czy tolerowanej, a nawet oczekiwanej, ingerencji w przestrzeń domową i nierzadko – w sferę osobistą domowników, a zwłaszcza domowniczek. Była to i jest też możność dorobienia sobie, najedzenia się i... zawarcia znajomości damsko-męskich. Kolędników chętnie przyjmowano. Nie odwiedzenie przez nich którejś z chat traktowano jako ujmę i złą wróżbę dla oczekujących na zamążpójście panien w domu. W skład takiej grupy wchodzili m.in. Gwiôzdór – ten od podarków i pacierza, bocian – podszczypujący dziewczęta, koza, diabeł, kominiarz – roznoszący sadzę po domu, śmierć, Cygan z niedźwiedziem, chłop z babą i inni. Grupy kolędnicze wanożą, czyli kolędują, od czasu adwentu – jagwańt, do Trzech Króli (6 stycznia), w różnych konfiguracjach i zaopatrzone w różne przebrania i rekwizyty, od szopki począwszy – na bogatym wyposażeniu każdego z członków kolędniczej trupy kończąc. Dawniej trudnili się tym głównie bezrobotni mężczyźni, dzisiaj: dzieci i młodzież, niezależnie od płci. Jest to jedyny około-bożonarodzeniowy zwyczaj kaszubski, który zachował się do naszych czasów. Mało tego, wciąż ewoluuje – teksty gwiżdżów często pisane są na tematy aktualne, są barwnym komentarzem rzeczywistości, w której narodziny małego Jezusa stają się pretekstem do twórczych, słowno-muzyczno-teatralnych przetworzeń. Jeśli potencjalni wykonawcy dadzą radę oderwać się od smartfonów...
RRN: Dziękujemy za rozmowę.