Ksiądz Henryk Skorowski to salezjanin, zasłużony profesor Uniwersytetu Kardynała Wyszyńskiego, pracownik naukowy uczelni od 1984 roku, koordynator Międzynarodowego Centrum Dialogu Międzykulturowego i Międzyreligijnego, a przede wszystkim rodowity rumianin, który zgodził się opowiedzieć o pierwszych 18 latach swojego życia w naszym mieście.
Za swoje liczne osiągnięcia na polu dydaktycznym i naukowym ksiądz Henryk został odznaczony w 2009 roku Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Również i Rumia nie zapomniała o swoim wybitnym mieszkańcu, nadając mu honorowe obywatelstwo.
– Urodziłem się na terenie dzisiejszej parafii Wspomożycielki Wiernych, na początku na msze chodziłem jeszcze do kapliczki salezjańskiej, naprzeciwko której zresztą się urodziłem. Pamiętam zakład dla młodzieży, który prowadzili księża. Miejscowi salezjanie organizowali życie kulturalne i sportowe. Wszystko zgodnie z duchem nauczania księdza Bosko. Utworzyli teatr, w którym oglądaliśmy sztuki. Zabierali nas na wycieczki rowerowe. To było fascynujące – opowiada ksiądz Skorowski.
Duchowny przyznaje, że z pierwszych lat życia szczególnie mocno zapamiętał działalność Domu Dziecka Towarzystwa Salezjańskiego, którego dzieje opisywaliśmy już na łamach Rumskich Nowin. Był to ośrodek przeznaczony dla sierot oraz dzieci pochodzących z biednych lub patologicznych rodzin.
– Do zakładu salezjańskiego uczęszczała młodzież trudna. Na początku trochę się jej baliśmy. Podopiecznych ośrodka nazywaliśmy „zakładziakami”, ale nie miało to negatywnego wydźwięku. Z czasem jednak nawiązywały się między nami relacje, okazywało się, że do tych młodych ludzi często przyklejano negatywne łatki. Ja osobiście nie mam złych wspomnień z tymi chłopakami – mówi ksiądz Skorowski.
Jeszcze jako dziecko nasz bohater przeniósł się z Janowa do powstającej wówczas nowej dzielnicy miasta – Lotniska.
– Tato był inwalidą wojennym, miał wielokrotnie łamaną rękę, nie mógł jej zginać w łokciu. Za pieniądze z odszkodowania zbudował w końcu na terenie dawnego lotniska nasz rodzinny dom. Wcześniej wynajmowaliśmy mieszkania. Dopiero Lotnisko stało się moim miejscem na świecie. Przenosiny do nowej dzielnicy oznaczały, że moją parafią stał się św. Krzyż, a szkołą słynna „Jedynka”. Pierwsze lata edukacyjne spędziłem w „Czwórce” przy ulicy Świętojańskiej, jednak nie zachowałem z tego okresu zbyt wielu wspomnień, byłem zbyt małym dzieckiem – opowiada.
Nasz rozmówca zapamiętał jednak interesujący szczegół dotyczący dawnego kościoła ewangelickiego, który dzisiaj jest częścią szkoły.
– Pamiętam, że zaraz obok Szkoły Podstawowej nr 1 stał dawny kościół protestancki. Kiedy rozpoczęto jego częściową rozbiórkę i przebudowę, wywołało to mieszane uczucia lokalnej społeczności, wzbudziło lęk i niepokój. Dopiero po rozmowach z kierownikiem szkoły panem Murawskim i proboszczem św. Krzyża ks. Cybulskim zaakceptowano fakt, że świątynia zostanie przekształcona w budynek świecki – relacjonuje ksiądz Henryk.
Jednym z najważniejszych miejsc, które wspomina duchowny, był kościół św. Krzyża. Jak przyznaje – wciąż wygląda podobnie jak kilkadziesiąt lat temu.
– Szczególnym miejscem mojej młodości była parafia św. Krzyża. Dawniej wnętrze kościoła wyglądało dość podobnie, teraz jest może nieco bardziej wyzłocony, ale zawsze był zadbany. Jestem zakochany w tej świątyni. Zawsze, kiedy wracam do Rumi, wszystko wydaje mi się najpiękniejsze. Z miastem, w którym się wychowałem, mam bardzo wiele dobrych wspomnień – podsumowuje ksiądz Skorowski.