Sobota, 27 kwietnia 2024
Fundusze krajowe Fundusze UE
BIP Rumia powiększ czcionkę pomniejsz czcionkę Zwiększ kontrast Zmniejsz kontrast

Jak się mają rumscy rzemieślnicy?


Jak się mają rumscy rzemieślnicy?02.11.2023 r.

Stefan Samson (w środku) przy swoim stoisku na Jarmarku Dominikańskim, fot. Gdansk.pl

Bycie swoim własnym szefem może i brzmi kusząco, ale jak podkreślają doświadczeni w tej kwestii przedsiębiorcy, nie jest łatwe. Skoro nawet po wielu latach prowadzenia działalności czasem jest pod górkę, to jak trudne muszą być początki? O własnych debiutach w świecie rzemiosła opowiedzieli trzej właściciele znajdujących się w Rumi zakładów.

Stolarz gotowy do pracy

Adam Mosa to stolarz z ponad 40-letnim doświadczeniem, ale jego warsztat przy ulicy Fabrycznej powstał już w 1934 roku.

– Został zbudowany przez mojego ojca i wujka. Na początku jego istnienia produkowano tu tzw. stolarkę budowlaną, czyli okna, drzwi, deski podłogowe. Niestety mój ojciec zmarł, kiedy miałem zaledwie 3 lata. Wtedy wujek rozpoczął swoją działalność gospodarczą, a mama prowadziła dalej warsztat. Niestety tamte czasy nie były przyjazne dla prowadzenia rzemiosła. Mama nie mogła sobie poradzić z prowadzeniem firmy i zdecydowała się oddać warsztat w dzierżawę na 15 lat, wtedy też zaczęto produkować w nim tylko meble. W międzyczasie ukończyłem Technikum Chłodnicze w Gdyni, a następnie pracowałem na lodowisku w Hali Olivia w Gdańsku. W końcu, po roku osiemdziesiątym, zdecydowałem się zostać stolarzem. Zdobyłem wtedy potrzebne uprawnienia i dyplom mistrza. I tak minęły już prawie 43 lata – mówi z dumą rzemieślnik.

W zakładzie pana Adama nie produkuje się już wyrobów z drewna, zastąpiła je nowoczesna płyta wiórowa, doskonale je imitująca. Realizowana jest tu wyłącznie produkcja mebli domowych, hotelowych, biurowych oraz wyposażenia aptecznego.

Jak mówi właściciel, do prowadzenia firmy przygotowuje się już następne pokolenie. Michał, jego syn, pracuje w warsztacie, a córka Paulina zajmuje się projektowaniem mebli i kontaktem z klientami. Dzięki dyplomowi Adam Mosa ma uprawnienia do nauczania zawodu. Na przestrzeni lat wyszkolił około 80 uczniów, a obecnie ma ich 6.

Adam Mosa w swoim zakładzie

– Pracownicy mojego zakładu to moi dawni uczniowie, którzy przyszli do mnie, mając 15 lat, a w tej chwili mają już swoje rodziny. Traktuję ich jak swoje dzieci. Zdarza się też, że moi wychowankowie prowadzą własną działalność. To znak, że to ziarno zakiełkowało. W naszym gronie stolarzy nie odbieramy sobie klientów, raczej wspomagamy się nawzajem.

Adam Mosa należy do Cechu Rzemiosł Różnych w Rumi, który zrzesza 48 osób. Rumianin jest też laureatem licznych odznaczeń, takich jak Srebrna i Złota Odznaka Centralnego Związku Rzemiosła, Srebrna i Złota Odznaka Pomorskiej Izby Rzemieślniczej (za wyszkolenie uczniów) oraz Medalu im. Jana Kilińskiego. Największą radość sprawiają mu jednak nie nagrody i tytuły, a widok zadowolonego klienta.

– Niekiedy robimy meble rodzicom, ich dzieciom i wnukom. Czasem po latach słyszymy, że nasze wyroby dalej im służą. To jest sedno tego zawodu. U mnie pracownicy robią mebel od początku: otrzymują projekt, sami wycinają, wiercą, składają, zawożą i montują. To już jest jakiś artyzm. Natomiast praca jako właściciel zakładu to przede wszystkim pozostawanie w gotowości 24 godziny na dobę. To trzeba dotrzeć do klienta, to posiedzieć w warsztacie, to pokierować robotą. Jestem równocześnie kontrolerem jakości, księgowym i zaopatrzeniowcem, bez względu na porę dnia.

Wyposażenie zakładu należącego do Adama Mosy

Ślusarz z przypadku... ale i pasji

Praca Stefana Samsona, właściciela dwóch zakładów spawalniczych zlokalizowanych w Rumi i Redzie, zaczęła się przypadkiem. W młodości nie spodziewał się, że zostanie ślusarzem.

– Po ukończeniu szkoły podstawowej, to był rok szkolny 1963/1964, próbowałem dostać się do liceum ogólnokształcącego oraz do technikum mechanicznego, ale brakowało tam miejsc. Na szczęście znalazła się szkoła przyzakładowa, w której akurat było miejsce. Po jej ukończeniu poszedłem do technikum wieczorowego, a następnie zacząłem pracować jako frezer, tokarz. Nagle przyszły lata osiemdziesiąte, fala strajków, zamieszanie. No a mnie zawsze pociągała indywidualność, tak więc w tym całym wirze walki trzeba było znaleźć miejsce dla siebie. Po strajkach zdecydowałem się, że przejdę na działalność prywatną. W 1981 roku samodzielnie otworzyłem zakład. Zaczynałem od małych rzeczy, posiadając jedną spawarkę i jedną szlifierkę – opowiada swoją historię ślusarz.

Zakład spawalniczy Stefana Samsona zlokalizowany w Redzie

Przedsiębiorca najczęściej otrzymuje zlecenia indywidualne, na przykład wykonanie płotu, balustrady, konstrukcji czy naprawa bramy. Tworzy też meble kuchenne oraz elementy wnętrza lokali gastronomicznych. „Żyję z takich usług” – mówi. Zdarzało mu się też otrzymywać bardziej niestandardowe zlecenia, takie jak renowacja drzwi, ogrodzenia i półek w katakumbach Katedry Oliwskiej. Stefan Samson pracował też na rzecz miasta, między innymi przy nieistniejącym już oknie życia i pierwszym orliku w Rumi. Budował to, co było potrzebne. Oprócz tego realizuje zlecenia związane z metaloplastyką, wykonuje różne dekoracyjne przedmioty: żyrandole, stoliki, wieszaki, świeczniki, a także obiekty typowo ozdobne, między innymi figurki zwierząt lub kwiaty.

– W zeszłym roku w ramach Pomorskiego Święta Rzemiosła, organizowanego przez Izbę Rzemieślniczą w Gdańsku, mieliśmy swoje stoisko na Jarmarku Dominikańskim. Ludzie z ciekawością oglądali nasze wyroby, a w szczególności przedmioty dekoracyjne. Było to interesujące doświadczenie. Ja zawsze mówię, że na warsztacie przedmiot z metalu to dla mnie kupa złomu, a dopiero jak się go zamontuje u klienta, to widać efekt.

Obecnie Stefan Samson szkoli dwóch uczniów będących na pierwszym i drugim roku. Na przestrzeni lat wykształcił ich ponad 30.

– Byli wśród nich i zdolniejsi, którzy zaszli wysoko. W tym zawodzie najważniejsze jest wyczucie. Tłumaczę uczniom, że aby wyprostować pręt, nie mogą go tylko tłuc, muszą go jeszcze uderzyć. Drugą ręką powinni wyczuwać rozchodzące się promienie. Inaczej pukają tylko po to, żeby pukać. Uczę ich też tego, że konkurencja jest po to, żeby starać się być lepszym. Jeśli tylko kogoś zwalczasz, to sam siebie dołujesz.

W Cechu Rzemiosł Różnych w Rumi pełni funkcję członka zarządu. Do 2018 roku był też sekretarzem, ale po przejściu na emeryturę wycofał się z tego stanowiska. Do niedawna należał też do Komisji Egzaminacyjnej Pomorskiej Izby Rzemieślniczej, ale zrezygnował ze względu na dojazdy i pogarszające się zdrowie. Nawet nie pamięta, kiedy dokładnie otrzymał Złotą Odznakę Izby Rzemieślniczej, nigdy nie przywiązywał wagi do odznaczeń. Mimo upływu lat nie starał się porzucić zawodu ślusarza, który stał się jego powołaniem przez przypadek.

– Miałem kolegę, który przebranżowił się ze ślusarstwa i przeszedł na zakład jubilerski. Namawiał mnie, żebym też tak zrobił, ale ja nie mam w sobie tej pasji, tego blasku, który trzeba mieć przy pierścionkach. Wolę pozostać przy wyrobie ogrodzeń.

Mechanik z głową do interesów

Pasja do motoryzacji Mieczysława Labudy, właściciela Auto Serwisu Labuda w Rumi, sięga lat dziecięcych.

– Już w wieku 12 lat miałem własnego komara (motorower marki Komar – przyp. red.), teraz z sentymentu mam takiego odnowionego w biurze. Po ukończeniu szkoły podstawowej dalszą edukację kontynuowałem w szkole zawodowej w Gdyni na kierunku kierowca-mechanik. Praktyczną naukę zawodu odbywałem w serwisie samochodowym pana Ignaca w Gdyni, gdzie uzyskałem ogromną wiedzę praktyczną. Po wojsku pracowałem w Polmozbycie, ukończyłem kurs mistrza w zawodzie kierowca-mechanik oraz zrobiłem kurs diagnosty, dodatkowo też działałem na pół etatu przy ulicy Różanej. W końcu po 8 latach doszedłem do wniosku, że życie jest krótkie, czas ucieka, a człowiek go marnuje, więc trzeba zdobyć stały grunt i zbudować swój obiekt. Wpadłem na pomysł, że kupię ziemię z myślą o postawieniu warsztatu. I udało się, działamy tutaj już 23 lata – opowiada Mieczysław Labuda.

Mieczysław Labuda, właściciel Auto Serwisu Labuda, ze swoim komarem (motorowerem)

W 2004 roku rumianin otworzył stację kontroli pojazdów, czyli warsztat z trzema stanowiskami. Po dekadzie rozbudował ją o halę i kolejne trzy stanowiska, po czym stacja stała się okręgową stacją kontroli pojazdów. Obiekt został dostosowany do obsługi wszystkich pojazdów jeżdżących po polskich drogach. W ten sposób właściciel stworzył rodzinną firmę.

– Starałem się wciągnąć tutaj dzieci. Syn mi już sporo lat pomaga, zdobył tytuł inżyniera, potem dodatkowo uprawnienia diagnosty i razem ze mną prowadzi warsztat. Do tego najmłodsza córka bardzo się angażuje w działalność firmy i prace biurowe razem z moją małżonką, no i zięcia też mamy tutaj jako diagnostę. Oprócz tego jest jeszcze dwóch innych pracowników i pięciu uczniów. Łącznie wykształciłem ich dużo ponad setkę.

Po ponad 45 latach pracy Mieczysław Labuda został laureatem Brązowej i Srebrnej Odznaki Izby Rzemieślniczej. Do Cechu Rzemiosł Różnych w Rumi mechanik należy głównie ze względu na możliwość szkolenia uczniów. Przez kilka lat był członkiem zarządu, ale przez brak czasu zrezygnował, wciąż gdzieś się spieszy. Jak podkreśla, prowadzenie własnej firmy zabiera nawet czternaście godzin dziennie, a dyspozycyjnym trzeba być przez całą dobę.

– Byliśmy teraz z żoną przez niecałe dwa tygodnie na wczasach, pierwszy raz po 40 latach ślubu. Na szczęście dzieci tu zostały i poprowadziły wszystko tak jak trzeba.

Pomimo bardzo dużej konkurencji na rynku firma co roku odnotowuje skromny wzrost finansowy. Właściciel wyznaje zasadę: małymi krokami do przodu.

– Widzę, że nieważne ile tych zakładów by się wokół nie rozwijało, nic mi to nie przeszkadza. Klientów przyjeżdża coraz więcej. Już ponad 20 lat jesteśmy w jednym miejscu i dlatego ludzie się przyzwyczaili. Mam nadzieję, że firma stworzona przeze mnie przetrwa jeszcze długie lata, ponieważ mam siedmioro wnucząt, w tym pięciu chłopców. Myślę, że w którymś z nich zaszczepię zamiłowanie do motoryzacji.


Autorką artykułu jest Zuzanna Brzóska – studentka dziennikarstwa i mieszkanka Rumi.

Fundusze zewnętrzne
Kalendarz wydarzeń