Redakcja Rumskich Nowin: Jeśli ktoś oglądał film dokumentalny z pana udziałem, słuchał pana wykładu albo był po prostu na pana lekcji, to z pewnością usłyszał, że podręczniki szkolne nadają się do kosza.
Ignacy Rejmak: Jestem nauczycielem fizyki, więc mówię o moim przedmiocie. W szkołach podstawowych jest problem z nauczycielami fizyki, którzy skończyli fizykę na studiach. Z reguły są to osoby, dla których fizyka jest drugim, trzecim albo czwartym przedmiotem, którego uczą, żeby łatać etat. W szkole tej fizyki jest niedużo, więc tak naprawdę ciężko zapewnić etat nauczycielowi tylko tego przedmiotu. Ja sam uczę fizyki w trzech szkołach – jednej średniej i dwóch podstawowych – w tym w Podstawowej Ekologicznej Szkole Społecznej w Rumi, w Ekologu. Skończyłem fizykę na studiach, natomiast większość nauczycieli nie. Jeżeli nauczyciel nie czuje się pewnie w tym przedmiocie, to najwygodniejszym rozwiązaniem jest podręcznik. Lecimy temat po temacie i mamy pewność, że nikt nam nie zarzuci, że coś pominęliśmy, że coś zrobiliśmy źle, bo podręcznik prowadzi nas za rękę krok po kroku. I to jest bardzo fajne pod warunkiem, że robimy to przez rok, dwa, no góra trzy. Podręcznik jest też dobry dla człowieka, który bardzo dobrze zna fizykę, być może otarł się nawet o doktorat na studiach, po czym wraca do szkoły podstawowej i trzeba go trochę przytemperować. Ale po kilku latach trzeba sobie uświadomić, że zna się te dzieciaki trochę lepiej niż mieszkający w Warszawie autor podręcznika i można to robić inaczej. Po swojemu powolutku coś zmieniać, zacząć wprowadzać swoje treści. Trzeba też pamiętać, że nie tylko treść lekcji jest przygotowywana przez wydawnictwo, ale i sprawdzian czy materiały dodatkowe. W skrajnym przypadku dochodzimy więc do sytuacji, gdzie mamy pod tablicą człowieka, który nie musi nic wiedzieć o fizyce, tylko odtwarza krok po kroku coś, co zostało przygotowane przez obcą osobę.
Jak łatwo się domyślić pana lekcje tak nie wyglądają.
W pierwszym roku po studiach pracowałem z podręcznikiem jak każdy prawilny młody człowiek. Zauważyłem, że nie pasują mi tematy o elektryzowaniu ciał w elektrostatyce, w takim dziale. Tematem następnej lekcji była budowa atomu, a że elektryzowanie wynika wprost z budowy atomu, to zapytałem – bo miałem szczęście pracować ze starszym człowiekiem, który był dobry w nauczaniu fizyki – czy mogę zamienić tematy. Jakbym wtedy usłyszał, że nie, bo podręcznik jest święty, pewnie bym się tego trzymał, ale on powiedział: „Zamień kolejność działów jak chcesz”. Stwierdziłem wtedy, że mogę zacząć eksperymentować, robić to po swojemu, zacząć się tym bawić, tak żeby przekazywane treści były dla innych zrozumiałe.
A zrozumienie fizyki nie jest łatwe.
Fizyka jest przedmiotem, który jest bardzo łatwy, chyba najłatwiejszy ze wszystkich w szkole – pod warunkiem, że nie wchodzi tam matematyka i rozwiązywanie zadań. Jednocześnie fizyka jest najmniej ważnym przedmiotem. W szkole podstawowej mamy fizykę tylko po to, by przygotować do studiowania tych, którzy wybiorą się na politechnikę. U mnie lekcja fizyka z grubsza wygląda tak, że najpierw opowiadam bajki. Bajki są fajne, wszyscy je rozumieją. Można je opowiadać małym i dużym dzieciom, te w liceum też słuchają. Tym udaje mi się kupić uczniów, oczywiście nie wszystkich. Do tego nie ma u mnie podręcznika ani przepisywania. Przychodzi jednak taki moment, w którym trzeba te bajki przełożyć na cyferki i literki.
To jest ten moment, w którym wyłapuje pan zdolnych uczniów?
Wtedy proponuję młodzieży dodatkowe zajęcia z fizyki, gdzie w nagrodę mogą dostać… absolutnie nic. Oferuję uczniom, że gdy do mnie przyjdą po lekcjach, będą robić dokładnie to samo, co na lekcji, tylko więcej. W swoim wolnym czasie będą zarzuceni robotą. Niektórzy obierają ten kierunek, więc raz w tygodniu spotykamy się na przykład od 16:00 do 19:00. Wtedy właśnie sprawdzamy, u kogo zapał był słomiany, a kto potrafi zacisnąć zęby i pracować. Zdaniem większości nauczycieli, i tu znowu opieram się głównie na fizyce, w szkole nie ma uczniów uzdolnionych. Ja mam to wyjątkowe szczęście, że w szkołach, w których zaczynam uczyć, ci uczniowie są.
W Rumi trafili się panu uczniowie, którzy poszli na ten „pozalekcyjny układ”? Szczególnie zdolna młodzież?
W tym roku w Rumi mamy dwoje laureatów konkursu fizycznego dla szkół podstawowych, organizowanego przez pomorskiego kuratora oświaty. Są to siódmoklasista Piotr Chołko i ósmoklasistka Paulina Brzuchalska, oboje z Ekologa. Tytuł laureata w tym konkursie zwalnia z rekrutacji do szkół średnich, więc jest to bardzo fajna nagroda dla młodzieży. W nagrodę za to, że młody człowiek pouczy się i osiągnie wyniki w konkursie, może nie martwić się ocenami i egzaminem ósmoklasisty. W powiatach wejherowskim, puckim i lęborskim są tylko trzej laureaci tego konkursu, a ten trzeci to również mój wychowanek.
W każdej szkole może się trafić taka wyjątkowo zdolna osoba?
Jakbyśmy przeanalizowali pod kątem pracy z uczniami uzdolnionymi konkursy – głównie te kuratoryjne, które mają najwyższą wagę i zwalniają z egzaminów oraz rekrutacji do szkół średnich – to okazuje się, że w tych samych szkołach, przykładowo przez 20 lat, będą pojawiać się laureaci z tych samych przedmiotów. I to jest związane wyłącznie z nauczycielem, który tam uczy i przygotowuje młodzież do konkursu, a nie z tym, że akurat w tej szkole trafiają się uczniowie zdolni. Osób szczególnie uzdolnionych w kierunku matematyki czy fizyki na etapie szkoły podstawowej jest kilka procent w społeczeństwie. Na zajęciach jestem w stanie ich wyłapać i skłonić do tego, żeby oni się tą fizyką zainteresowali. W szkole podstawowej jest łatwiej ze względu na to, że jestem pierwszą osobą, która uczy ich tego przedmiotu i do tej pory nikt ich jeszcze nie zepsuł. W szkole średniej jest trudniej, bo po dwóch latach fizyki uczniowie wiedzą, że jest nudna, trudna i nie do końca potrzebna.
Czyli im szybciej trafią w pana ręce, tym lepiej dla nich i dla pana.
Są badania mówiące o tym, że co piąty pięciolatek wykazuje uzdolnienia w kierunku matematyki, a wśród sześciolatków co czwarte dziecko. Natomiast po ośmiu miesiącach spędzonych w pierwszej klasie jest to już co ósme dziecko, a z roku na rok tych dzieciaków jest coraz mniej. Nauczyciele często nie wiedzą, jak się za nie zabrać. Łatwo jest też nie pracować z uczniami zdolnymi, bo panuje przekonanie, że oni sobie sami poradzą. Do tego dochodzi jeszcze sprawa nauczania zintegrowanego, gdzie to nauczyciel po pedagogice decyduje, ile czasu poświęca konkretnym zagadnieniom. Jeśli sam, będąc uczniem, nie był dobry z matematyki czy fizyki, to raczej nie będzie umiał, ani nawet chciał, przekazywać tej wiedzy.
No dobrze, to jaki jest przepis na pracę ze zdolną młodzieżą?
Chodzi o relacje, pozytywne emocje. Staram się mówić do uczniów z uśmiechem i humorem. Na moich zajęciach często pojawiają się żarty sytuacyjne, które ułatwiają zrozumienie i wspomagają zapamiętywanie. U mnie uczniowie zdolni, którzy pracują pod kątem konkursów, nie chodzą na lekcje fizyki. Uczeń, który dostaje się do etapu wojewódzkiego, ciężko pracuje na to przez około pół roku. Przeliczył już około trzech tysięcy zadań z fizyki, żeby nabrać wprawy. Nie wyobrażam sobie, żeby taki człowiek miał siedzieć i słuchać mnie na lekcji, a najlepiej jeszcze się zgłaszać i napisać sprawdzian tak jak cała klasa. Dla mnie ten człowiek nie musi chodzić na fizykę, bo on ją robi po zajęciach. A jeżeli to jest jego pierwsza albo ostatnia lekcja, to dzwonię do rodzica i sugeruję, żeby ten młody człowiek się wyspał albo szybciej poszedł do domu. Po co udawać, że taki uczeń bierze udział w lekcji, skoro on przerabia ten materiał, tylko w zupełnie innym tempie.
Uczniom na pewno podoba się to nowatorskie podejście, a jak postrzegają pana inni nauczyciele, dyrekcja?
Fajnie jest, gdy dyrektor wspiera, nie przeszkadza w procesie edukacyjnym, ja z takimi właśnie dyrektorami współpracuję. Jeśli chodzi o innych nauczycieli, to jestem zatrudniony aktualnie w trzech szkołach i w żadnej nie mam pełnego etatu, więc ja tak naprawdę wchodzę do budynku, pracuję z młodzieżą, po czym wychodzę. Nie do końca mam czas, aby angażować się w życie szkoły, poznawać kadrę. Pracując z uczniami zdolnymi, jeżdżę po całym powiecie wejherowskim, puckim i lęborskim. Jako Osada Wiedzy prowadzimy zajęcia z fizyki i matematyki, rozmawiamy też z nauczycielami. Bardzo często po mojej prelekcji na temat pracy bez podręcznika ktoś do mnie podchodzi na przerwie i mówi: „Byłem na pana prelekcji, ja też próbuję coś takiego zrobić”. Udaje się więc zaszczepić wśród nauczycieli pewną otwartość i zainspirować ich do wyjścia poza ramy systemu edukacyjnego.
Czym jest Osada Wiedzy?
To jest oddolne działanie, które dość spontanicznie urodziło się 15 lat temu w wakacje, kiedy jeszcze pracowaliśmy w gimnazjum w Lęborku. Zebraliśmy wtedy młodzież uzdolnioną w kierunku przedmiotów ścisłych, wyjechaliśmy na Kaszuby i zaczęliśmy pracować z nimi po 10-12 godzin dziennie, ale nie pod tablicą, a na ławce, trawniku, pomoście. Okazało się, że to jest fajne. Na bazie tego zaczęliśmy w ciągu roku szkolnego pracować z młodzieżą, a w wakacje wyjeżdżaliśmy na obóz naukowy. Przez dziesięć lat to się tak rozrastało, napędzało, po czym skończyły się gimnazja, a nasi absolwenci i rodzice powiedzieli: „Spróbujcie przekuć to w coś większego, tylko wyjdźcie z tym na zewnątrz”. W 2020 roku powstała Osada Wiedzy, która bazuje na tym, czego się nauczyliśmy. Dziś nadal pracujemy z młodzieżą szczególnie uzdolnioną w kierunku matematyki i fizyki, dodatkowo rozszerzyliśmy to o biologię i chemię. Powiem bezczelnie, że jesteśmy wyjątkowi, najlepsi w skali kraju, dlatego też, że jako jedyni oferujemy poza zajęciami kompleksową pomoc, rozszerzoną o kompetencje społeczne. Młodzież, która jest szczególnie uzdolniona w kierunkach ścisłych, to są ci ludzie, którzy na szkolnych korytarzach stoją grzecznie pod ścianą i obserwują własne buty. Pracujemy z tą młodzieżą, aby stała się odważniejsza i uwierzyła w swoje możliwości. Wbrew temu, co może nam się wydawać, taka młodzież nie wierzy w siebie, nie czuje własnej wartości i ma duże trudności w zakresie nawiązywania czy budowania relacji. Bardzo często te młode osoby spełniają oczekiwania wszystkich wokół, nie potrafiąc stawiać granic. Często mają wygórowane ambicje, przez co nie mają czasu dla siebie i nie potrafią odpoczywać. Obecnie jesteśmy jedynym w Polsce miejscem, które łączy pracę ze zdolnym uczniem pod kątem naukowym i psychospołecznym.
Dzięki pana zaangażowaniu w Szkole Podstawowej nr 4 i Powiatowym Zespole Szkół nr 1 w Rumi realizowany jest projekt „Sukcesu nie mierzy się oceną”. Jaki jest jego cel?
Ten projekt obejmuje powiaty wejherowski, pucki i lęborski, skupiając się na uczniach szczególnie zdolnych w matematyce i fizyce. W ramach tego projektu chcemy realizować zajęcia dla młodzieży od pierwszej klasy podstawowej do matury. Docelowo te zajęcia mają być realizowane w powiatowych centrach edukacji, które chcemy stworzyć. Żeby to się udało, musimy mieć wsparcie lokalnych samorządów, co już udało się osiągnąć. List intencyjny w tej sprawie podpisali praktycznie wszyscy wójtowie, burmistrzowie, prezydenci czy starostowie. Z ramienia Rumi dokument podpisywał pan Piotr Wittbrodt. Drugą kwestią jest wsparcie finansowe, o które zwróciliśmy się do spółki Polskie Elektrownie Jądrowe, której zależy na kształceniu przyszłych inżynierów czy techników mogących pracować właśnie w elektrowni jądrowej. Co najmniej jeden taki obiekt ma być otwarty w naszym regionie w ciągu 15-20 lat, a wykształcenie inżynierów czy techników zajmuje trochę czasu. Nasz projekt ma patronat pomorskiego kuratora oświaty i rzecznika praw dziecka. To wszystko są działania oddolne realizowane przez nasz 15-osobowy skład Osady Wiedzy, funkcjonującej jako podmiot prawny Stowarzyszenie FPUNKT, którego jestem wiceprezesem.
Ostatnie pytanie: co doradziłby pan nauczycielom, którzy obecnie nie do końca się spełniają i nie potrafią dotrzeć do tych najzdolniejszych uczniów, a chcieliby to zmienić?
Zacząć właśnie cokolwiek zmieniać. Jeżeli nauczyciel czuje się bezpiecznie, ponieważ prowadzi lekcje w przećwiczony sposób, korzysta z jakiegoś wydawnictwa i wie dokładnie, w jakiej kolejności i w jaki sposób omawia materiał, to sam powinien poczuć, że przestał się rozwijać. To nie przynosi frajdy, to jest tylko odtwarzanie. Fajnie by było wyrzucić podręcznik i zacząć to robić samodzielnie, ale na początek można go po prostu ograniczyć. Można też zmienić podręcznik albo zobaczyć, jak ten materiał realizowany jest w innym miejscu, przez kogoś innego. Ministerstwo Edukacji Narodowej zobowiązuje nas do realizacji podstawy programowej, którą ja na przykład jestem w stanie przerobić w ciągu 2-3 miesięcy – i to bez podręcznika, bo zawiera on dużo więcej treści niż podstawa programowa. To, co daje nam wydawnictwo, to nie jest prawda objawiona. Można realizować różne projekty, odwrócone lekcje, cokolwiek. Nie bać się, tylko zmieniać. Za pierwszym i drugim razem to się pewnie nie uda, źle wyjdzie, ale docelowo będzie to na pewno lepsza opcja od tego, co zaproponował mieszkający w Warszawie autor podręcznika, który nie widział naszych uczniów na oczy. Jeśli jakiś nauczyciel chce się o tym przekonać, to zapraszamy do kontaktu.
Ignacy Rejmak | Natalia Zarańska |
tel. 663 056 976 | tel. 601 069 863 mail: kontakt@osadawiedzy.pl |
Obóz naukowy Pasco Underage.pro |
Zajęcia pozalekcyjne Projekt „Sukcesu nie mierzy się oceną” Szkolenia dla nauczycieli |