W latach dwudziestych i trzydziestych okolice Rumi były chętnie wykorzystywane zimą przez miłośników nart biegowych. Do dzisiaj zachowały się zdjęcia narciarzy pozujących dumnie na stokach okolicznych morenowych wzgórz. Część starszych mieszkańców do dziś wspomina o tym zwyczaju. Na początku XXI wieku ten sposób wykorzystywania ośnieżonych rumskich stoków stał się jednak rzadkością.
Poza nartami w okolicach Rumi szalenie popularne było też korzystanie z sanek. W tym rodzaju zabaw przodowały przede wszystkim dzieci. Zresztą zostawiły one po sobie ślad historyczny w postaci relacji Jerzego Kahanégo, który w jednym z numerów „Przeglądu Ewangelickiego” tak opisywał zimowy nastrój okolic:
– Znakomite tereny i to już naprawdę górskie i bardzo ustrońsko-wiślańskie znajdują się w Rumji-Zagórzu, dokąd dojeżdżam co tydzień na lekcje religii. Miejscowe dzieci kaszubskie z niemniejszym zapałem uprawiają sanki i narty, a w brawurowej jeździe stanowczo przewyższają dziatwę gdyńską. Ile razy czekam na pociąg w stronę Gdyni, tylekroć odnoszę złudzenie, że jestem na stacji w Skoczowie albo w starym Bielsku – pisał Jerzy Kahané w tekście Z wybrzeża gdyńskiego („Przegląd Ewangelicki” z 23 stycznia 1938 r., s. 11).
Także w okresie powojennym nie brakowało miłośników zimowych aktywności. Gdy tylko temperatura spadała do odpowiedniego poziomu, przy dawnej siedzibie Miejskiego Domu Kultury w Rumi (nieistniejący budynek przy ulicy Sobieskiego) organizowano lodowisko połączone z wypożyczalnią łyżew. Podobne atrakcje czekały także przy placówkach szkolnych, między innymi przy dawnej Szkole Podstawowej nr 3 w Białej Rzece.
W latach siedemdziesiątych na stokach Góry Markowca zorganizowano też wyciąg narciarski o długości 222 metrów. Była to na tyle popularna atrakcja, że wspominał o niej Franciszek Mamuszka w swoim przewodniku pt. „Wejherowo i ziemia wejherowska”. Na popularnym Markowcu organizowano też zawody saneczkowe.
Z kolei w latach dziewięćdziesiątych i na początku lat dwutysięcznych królestwem białego szaleństwa były tzw. „górki”. To zaszczytne miano należało do niewielkich nasypów ziemnych zlokalizowanych tu i ówdzie, a będących śladami po zakończonych budowach.
Jedna z takich górek znajdowała się między ulicą Poznańską a Krakowską w Janowie. Niemal przez całą zimę mieszkające w okolicy dzieci zjeżdżały z niej na sankach – ich płozy smarowano świecami, aby lepiej ślizgały się po śniegu i lodzie. Choć zazwyczaj zimowe zabawy były radosne i wesołe, to czasem zdarzały się wypadki. Ich efektem były rozbite głowy i złamania, jednak ofiary rzadko kiedy rezygnowały z zabawy po dojściu do siebie. Zima, mimo wszystko, zobowiązywała!