Niedziela, 24 listopada 2024
RumiaTV
Fundusze krajowe Fundusze UE
BIP Rumia powiększ czcionkę pomniejsz czcionkę Zwiększ kontrast Zmniejsz kontrast

W tej pracowni wszystko zamienia się w dzieła sztuki


W tej pracowni wszystko zamienia się w dzieła sztuki11.05.2024 r.

Beata Bieszke przed lokalem, w którym mieści się jej pracownia

Skóra kangura, kołnierz panny młodej z Nowej Gwinei czy kostka, na której grał gitarzysta legendarnego zespołu Metallica – między innymi takie przedmioty, oprócz mniej lub bardziej wartościowych obrazów i zdjęć, miała w swoich rękach właścicielka firmy Oprawa w Ramy Beata Bieszke. Punkt znajdujący się w Rumi przy ul. Starowiejskiej, pomiędzy dworcem PKP a Castoramą, jest jednym z niewielu miejsc w kraju, gdzie świadczone są tego typu usługi.

Coraz mniej osób w Polsce może powiedzieć, że pracuje jako „ramiarz”. Dumną przedstawicielką tego ginącego zawodu jest Beata Bieszke, której firma zaczęła funkcjonować w Rumi ponad 11 lat temu – dokładnie 15 stycznia 2013 roku. Pierwszych klientów zdobyła jednak nieco wcześniej, pracując w pobliskiej Castoramie.

Pracowałam tam na stanowisku nazywającym się tak samo, czyli oprawa w ramy. Potem, ponieważ te punkty były likwidowane w poszczególnych Castoramach, pomyślałam sobie, że to już czas zwinąć zabawki i udać się na swoje (śmiech). Wówczas akurat właściciel chciał wynająć ten lokal, w którym do dzisiaj jestem. Dogadaliśmy się i tak zaistniała moja firma. Przez to, że 5 lat pracowałam na tym stanowisku w Castoramie, wyrobiłam sobie jakąś markę. Przechodząc w nowe miejsce, miałam już swoich stałych klientów. Nie było dnia, żeby nikt do mnie nie przyszedł.

Lokal przy rumskim dworcu, w którym mieści się pracownia

Jak wspomina rumska ramiarka, wszystko zaczęło się jednak od zamiłowania do sztuki.

Od dziecka lubiłam wszelkie ręczne robótki. Kiedy pracowałam w Castoramie i zwolniło się miejsce na dziale oprawa w ramy, a konkretniej na dekoracji, postanowiłam się tam zatrudnić, no i się w tym odnalazłam. Tam już pracowały dwie osoby, więc dołączyłam jako trzecia, a one mnie wdrażały. Takie przygotowanie trwało co najmniej trzy miesiące: trzeba było się dowiedzieć, jak przyciąć i złożyć ramę, jak przygotować passe-partout do konkretnego obrazka. Do tego klienci są wymagający, dlatego trzeba cały czas swoją wiedzę poszerzać, żeby wiedzieć, jak dany obrazek upiększyć, a nie zepsuć.

Jeden z obrazów oprawionych w ramy przez Beatę Bieszke

W zawodzie ramiarza warto mieć określone predyspozycje. Na pierwszym miejscu jest wyczucie smaku, ale niemal równe ważne są siła i precyzja.

Moją rolą jest, żeby obraz wiszący u klienta na ścianie godnie się prezentował. Muszę być na bieżąco z trendami. Muszę wiedzieć, czy zrobić pojedynczą, czy podwójną ramę, czy zastosować lniane lub welurowe passe-partout. Podstawowe narzędzia pracy to młotek, cążki, obcęgi, zszywacze ręczne do mocowania obrazów, maszyna do przycinania ram, zszywarka do ram, maszyna do wycinania passe-partout. Pracuję tylko w drewnie, plastik nie wchodzi w grę. Rama drewniana jest po prostu trwalsza. Plastikowe odpowiedniki, które są sprzedawane w wielu marketach po bardzo niskich cenach, potrafią nawet w ciągu miesiąca dosłownie spaść ze ściany i się połamać. Ja takie plastikowe ramki oczywiście odpowiednio ratuję – wyrzucam je do kosza (śmiech).

W Rumi do dyspozycji klientów jest około 600 różnych wzorów listew i wciąż pojawiają się nowe. Produkowane są w Polsce, Hiszpanii, Portugalii czy we Włoszech. Ceny drewnianych listew wahają się od 35 do 470 złotych za metr bieżący, w zależności od szerokości oraz jakości materiału. Największe ramy są wykonywane dla kościołów. W przypadku sakralnych obrazów Beata Bieszke mierzy się z blisko 3 metrami wysokości i 1,5-metrową szerokością.

Każde zlecenie wymaga indywidualnego podejścia. Są obrazy potrzebujące olbrzymiej głębi, wtedy wykonuję bardzo charakterystyczne ramki. Zdjęcia również nie są u mnie oprawiane tylko tradycyjnie, można podkreślić ich wartość, dodając passe-partout. Niektórych ram nie wykonuję sama, bo nie dysponuję maszynami, które wycinają listwy pod dowolnym kątem. W tym zakresie współpracuję z branżą stolarską.

Wzory ramek dostępnych w pracowni

Co ciekawe wartość oprawianych w Rumi przedmiotów jest bardzo różna, a część klientów kieruje się wyłącznie emocjami.

Nasiliło się to w ostatnich trzech latach, może to skutek pandemii? W każdym razie klienci przynoszą wiele różnych przedmiotów sentymentalnych. Jeśli chodzi o droższe rzeczy, to niektórzy potrafią przynieść oryginalnego Kossaka (obraz namalowany przez Kossaka) czy wartościowe mapy, najstarszą miałam z 1635 roku. W takich przypadkach właściciele stoją nade mną i chcą to natychmiast odebrać, po prostu boją się o te przedmioty. Raz musiałam nawet podpisać stosowny dokument, a klient zapowiedział, że wartość oprawianej przeze mnie rzeczy jest tak duża, że musiałabym chyba to miejsce sprzedać, żeby go spłacić. Jakby się nad tym zastanowić, to nie oprawiałam chyba tylko ludzi (śmiech), bo skóry zwierzęce już owszem, na przykład kangura. Z Papui (Nowa Gwinea – przyp. red.) klient przywiózł kołnierz panny młodej, też oprawiłam go w ramy, miał świetną pamiątkę. Trafiła się też kostka do gry na gitarze zespołu Metallica, takie maleństwo 2,5 na 2,5 centymetra. Dziś jest u klienta w 8-centrymetrowej rameczce z dwustronną szybką. To najmniejsza ramka, jaką wykonywałam.

Pamiatkowa kostka gitarzysty zespołu Metallica, która oprawiono w ramke

W tej branży, o dziwo, można też mówić o pewnej sezonowości.

Sezon to dla mnie czas komunii, Boże Narodzenie, Wielkanoc i okres ślubów – od maja do października. Wtedy trafiają do mnie różne przedmioty, które kończą jako pamiątki i prezenty. Ile ludzi, tyle pomysłów, a ja dorzucam jeszcze coś od siebie, aby powstawały piękne rzeczy.

Mimo funkcjonowania w pewnego rodzaju niszy tylko w ostatnim roku z mapy regionu zniknęły trzy podobne punkty. Gdy inni się zamykają, rośnie zainteresowanie działającą przy rumskim dworcu pracownią.

Dużo jest klientów z Redy i zawsze mówią, że przyjechali z daleka (śmiech). Tubylców jest mniej, zdarzają się nawet tacy, którzy po moich 11 latach spędzonych w tym miejscu mówią, że po raz pierwszy w ogóle widzą ten punkt, co mnie trochę dziwi. Zdarza się jeszcze Gdynia. Natomiast stałymi klientami są osoby z Półwyspu Helskiego, z zagranicy: Anglia, Szwecja, Niemcy, Dania, ze Stanów Zjednoczonych kilka osób. Ostatnio dużo klientów przyjeżdża z Warszawy. Może przyciąga ich niższa cena niż tam lokalnie?

Jedno z najcenniejszych dotychczasowych zleceń – mapa świata z XVII wieku

Mimo że Beata Bieszke nie może narzekać na brak klientów, to nie jest pewna, czy punkt przetrwa ostateczną próbę w postaci sukcesji.

Nie wiem, czy ta branża pod tym względem nie wygasa. Jest nią bardzo małe zainteresowanie, jeśli chodzi o to, że ktoś miałby przyjść i się uczyć zawodu. Nawet nie wiem, czy będę miała komu to przekazać, a chciałabym, żeby biznes został w rodzinie. Mam zdolne dzieci, więc chyba po prostu podszkolę syna lub córkę. Mają to przecież we krwi (śmiech).

Fundusze zewnętrzne
Kalendarz wydarzeń