Środa, 01 maja 2024
Fundusze krajowe Fundusze UE
BIP Rumia powiększ czcionkę pomniejsz czcionkę Zwiększ kontrast Zmniejsz kontrast

Artysta, który odnalazł swoje miejsce na Kaszubach


Artysta, który odnalazł swoje miejsce na Kaszubach02.11.2023 r.

Ireneusz Leśniak w Parku Starowiejskim

Ireneusz Leśniak to uhonorowany malarz, którego kręte ścieżki losu sprowadziły na Kaszuby. Niedawno, 8 października, wspólnie ze swoim kolegą Maciejem Tamkunem przygotował wernisaż pt. „Anioły Małego Trójmiasta Kaszubskiego”, stanowiący swego rodzaju hołd dla kultury Kaszub Północnych. W wywiadzie opowiada nie tylko o wspomnianym wydarzeniu kulturalnym, ale i o swoim pełnym zwrotów akcji życiu.

Ireneusz Leśniak – malarz samouk z czterdziestoletnim doświadczeniem. Urodził się w Łodzi, ale po zapoznaniu się z kulturą kaszubską zamieszkał w Rumi-Janowie. Jego wizytówką są piękne pejzaże i kolorowe anioły wzbijające się pośród miejskiej przestrzeni. Prace jego autorstwa wystawiano m.in. w Sopocie, Gdańsku i Paryżu. Laureat wielu konkursów plastycznych. Członek zarządu rumskiego oddziału Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Autor dwóch powieści oraz tomiku aforyzmów.

 

Zuzanna Brzóska: Kiedy i dlaczego zaczął pan malować?

Ireneusz Leśniak: Dryg do malowania miałem od szczeniaka, tak ogółem byłem zdolny. Miałem dwójkę starszego rodzeństwa, które wkuwało na głos formułki i wierszyki, siłą rzeczy z nudów się osłuchałem. Rodzice uznali, że w domu się tylko marnuję, więc w wieku 6 lat posłali mnie do szkoły podstawowej. Niektórzy moi koledzy mieli nawet po 10, 12 lat. Już w pierwszej klasie byłem wyróżniany za swoje rysunki, miałem dobrego nauczyciela. Tematem mojej pierwszej pracy w szkole byli rodzice lub dziadkowie przy pracy. Mój dziadek był szewcem amatorem i naprawiał nam wszystkim w rodzinie buty. Namalowałem go na zydelku, jak nam podbijał zelówki. Wszystko było cacy, tylko nauczyciel zwrócił uwagę, że dziadek nie dosięgał nóżkami do podłogi, że były przykrótkie. Proszę mi uwierzyć, że od tego czasu już zwracałem uwagę na proporcje.

Co było dalej?

Tak się nieszczęśliwie złożyło, że mama zmarła, gdy miałem 12 lat, a ojciec po prostu o nas nie dbał. Dwoje starszego rodzeństwa było już pełnoletnie, więc siłą rzeczy poszło swoją drogą, a ja z 15-letnim braciszkiem musieliśmy dalej pchać się sami przez to niełatwe życie. Do osiemnastego roku życia każdą wolną chwilę spędzałem z książką, jednocześnie chciałem malować, ale nie miałem do tego odpowiednich warunków. Po zdanej maturze ukończyłem studia, filologię polską, a potem się ożeniłem, zostałem ojcem i ten mój pęd w literaturze i malarstwie został ostudzony. Dość powiedzieć, że byłem piekarzem, cukiernikiem, kinooperatorem. Po kilku latach ten pociąg do sztuki się we mnie obudził i kontynuowałem swoje hobby.

Czyli zaczęło się od zwykłego hobby, a teraz jest życiową pasją?

Tak. Nie chcę powiedzieć, że źródłem utrzymania, choć od czasu do czasu też parę groszy wpadnie. Na mojej pierwszej wystawie, którą zorganizowałem w gdańskim Empiku, pojawił się pan Romuald Bukowski, ówczesny dyrektor sopockiego Biura Wystaw Artystycznych. On i jego przyjaciele, m.in. Kałędkiewicz, zakupili od razu trzy moje obrazy. Zacząłem brać udział w różnych przeglądach, konkursach malarskich, zdobywać nagrody. Na jednym z amatorskich przeglądów plastycznych organizowanym przez Wojewódzki Urząd Kultury mój przyjaciel Alfons Zwara i ja otrzymaliśmy ex aequo pierwsze miejsce. I od tego wydarzenia zaczęło się z mojej strony poważniejsze podejście do malarstwa.

W tym też wernisaże za granicą?

Tak, było ich kilka, m.in. „Anioły Paryża”. Historia tej wystawy jest przezabawna, bo na 2 lata przed moją sześćdziesiątką powiedziałem żonie, że swoje 60. urodziny będę obchodził hucznie w Paryżu. Ona w odpowiedzi wykonała znaczący gest palcem (śmiech), a ja przysiadłem i namalowałem 20 prac. Zajęło mi to 2 lata. Proszę sobie wyobrazić, że 3 paryskie galerie od razu zgodziły się je wystawić. Wybrałem tę położoną najbliżej centrum, galerię Artitude. Na wernisażu była cała śmietanka towarzyska Paryża, łącznie z merem, tamtejszymi artystami, konsulem generalnym i naszym ambasadorem. Dało mi to olbrzymią radość i satysfakcję.

Skąd na pana obrazach wziął się ten motyw anielski?

Będąc kiedyś z żoną w Paryżu, gdy siedzieliśmy w parku nad Trocadéro, przysiadł się do nas pewien starszy Francuz. Opowiedział nam o tym, że cały Paryż był już przygotowany do wysadzenia, ale dowódca garnizonu paryskiego przeciwstawił się Hitlerowi i nie wykonał tego rozkazu, przypłacając to życiem. Ten starszy Francuz powiedział wtedy, że „Paryż ocaliły anioły”. To zainspirowało mnie, aby namalować je na tle znaczących paryskich zabytków.

A teraz nadeszła kolej na „Anioły Małego Trójmiasta Kaszubskiego”?

Równo 40 lat temu ja i mój kolega Maciej Tamkun otrzymaliśmy w Ministerstwie Kultury i Sztuki uprawnienia artystów plastyków. Byliśmy jedynymi z Wybrzeża, których spotkało takie zaszczytne wyróżnienie. Przez tyle lat utrzymywaliśmy sporadyczny kontakt, a ostatnio się spiknęliśmy. To Maciek zaproponował, że na wzór „Aniołów Paryża” możemy teraz zrobić właśnie „Anioły Małego Trójmiasta Kaszubskiego”. Tematem wiodącym są anioły rumskie i wejherowskie, ale pojawiają się tylko na 10 pracach, ponieważ miałem awarię barku i przez pół roku byłem „nieczynny”.

Majowi fanfarzyści - jeden z obrazów Ireneusza Leśniaka

Czy wcześniej umieszczał pan Rumię na swoich obrazach?

Rumia nie ma jakichś klasycznych zabytków, w odróżnieniu od Wejherowa, ale i tak popełniłem 20 obrazów przedstawiających to miasto „wczoraj i dziś”. Chciałem oddać Rumię taką, jaką ją widzę swoimi oczyma. Władze miasta, z ówczesnym burmistrzem Janem Klawiterem, zakupiły całą tę kolekcję. Do dzisiaj wisi ona, tymczasowo, w gabinecie pani dyrektor Miejskiego Domu Kultury.

Co najbardziej lubi pan malować i jakimi farbami?

W zasadzie to wszystko, ale najmniej bawi mnie portret. Lepiej czuję się w naturze, w pejzażu. Kocham wieś i przyrodę. Jestem z Łodzi i ten temat coraz bardziej mnie frapuje. Pamiętam te wszystkie noce – las dymiących kominów, zasuwanie do pracy na godzinę 6:00, 14:00 i 22:00. Czasem zainspiruje mnie jakiś przypadkowy błysk światła, fragment architektury albo po prostu niepospolita postać czy twarz. Maluję wyłącznie farbami olejnymi, ale działalność artystyczną zacząłem od rysunku tuszem.

Jak to się w ogóle stało, że pan – urodzony w Łodzi – znalazł się w Janowie?

Po ukończeniu szkoły podoficerskiej dostałem przydział do Gdyni – konkretnie do jednostki na górnym Oksywiu. Zawarłem tam znajomość z pewnymi rybakami, Kaszubami. Jak mówili, musiałem nadstawiać mocno uszu, a i tak nie rozumiałem nic z wyjątkiem przekleństw, bo klęli akurat czysto po polsku. Później ożeniłem się z Kaszubką. Stopniowo zacząłem zgłębiać tę kulturę. W latach osiemdziesiątych, kiedy dyrektorowałem Gminnemu Ośrodkowi Kultury i Sportu w Somoninie, utworzyłem od podstaw Kaszubski Zespół Pieśni i Tańca „Raduniacy”. Pół roku później zaczęliśmy zbierać laury na różnych konkursach i przeglądach folklorystycznych. Mieszkałem wówczas w Redłowie, ale gdy dostaliśmy z żoną mieszkanie w Rumi, musiałem zrezygnować z działalności na rzecz zespołu. Wszystko się po tym rozwiało, bo jego członkowie zaczęli kłócić się o dowództwo. Bardzo żałuję, bo byli na fantastycznej drodze. Na jednym z obrazów umieściłem ich pod szadym dębem.

Czyli zauroczyła pana ta kultura?

Tak. Dzisiaj nie tylko rozumiem 90% wyrazów, ale i sam niektórych używam. To dorobek prawie 50-letniego kontaktu z kaszubszczyzną. Kiedy po 10 latach od przeprowadzki do Rumi odwiedziłem kierownika zespołu, stoły uginały się pod napitkiem i wykwintnymi strawami. To było szalenie miłe. Mógłbym pojechać tam bez niczego i oni by mnie nakarmili, przenocowali, utrzymywali przynajmniej przez tydzień. Po prostu kocham Kaszuby.

Obraz Ireneusza Leśniaka - Anioły z Markowcowego Wzgórza

Opowie pan o swojej drugiej największej pasji – literaturze?

Swego czasu publikowałem sporo aforyzmów w „Przekroju”, popularnym tygodniku krakowskim, obok wierszy pana Ludwika Kerna. Aforyzmy piszę do dzisiaj. Zbieram i odkładam jakieś nowe obserwacje, refleksje, złote myśli. Może przyjdzie taki dzień, że je opublikuję. Muszę też nadmienić, że mój pierwszy tomik aforyzmów „Myśli i wymyśli” został przetłumaczony na język kaszubski przez młodego i zdolnego Mateusza Klebbę.

Jest pan też autorem powieści.

Tak, powieść „Nalazki” opowiada o moim czasie spędzonym w Podoficerskiej Szkole Zawodowej im. Rodziny Nalazków w Elblągu. Oprócz tego wydałem jeszcze autobiograficzną „Cioteczkę”. Jestem zobligowany przez czytelników do opublikowania dalszej części losów głównego bohatera, powolutku ją tworzę, ale jeszcze nie jest kompletna. Mam nadzieję, że uda mi się ją wydać jeszcze za życia, ale zdecydowanie prymat w moim życiu wiedzie teraz malarstwo.

Życzę zatem spełnienia tych aspiracji i dziękuję za rozmowę.


Autorką artykułu jest Zuzanna Brzóska – studentka dziennikarstwa i mieszkanka Rumi.

Na wsi – obraz Ireneusza Leśniaka Otwarcie tunelu – obraz Ireneusza Leśniaka Spragnione anioły – obraz Ireneusza Leśniaka Anioł i pegaz – obraz Ireneusza Leśniaka Anioły i Dyzio – obraz Ireneusza Leśniaka Anioły z Markowcowego Wzgórza – obraz Ireneusza Leśniaka Domki – obraz Ireneusza Leśniaka Majowi fanfarzyści – obraz Ireneusza Leśniaka Na Szmelcie – obraz Ireneusza Leśniaka Wernisaż obrazów Ireneusza Leśniaka w MDK-u Wernisaż obrazów Ireneusza Leśniaka w MDK-u Wernisaż obrazów Ireneusza Leśniaka w Stacji Kultura Wernisaż obrazów Ireneusza Leśniaka w Stacji Kultura

Ściągnij galerię
Fundusze zewnętrzne
Kalendarz wydarzeń