Krótko przed wybuchem II wojny światowej samoloty pozostające na płycie rumskiego lotniska zgrupowano w specjalny pododdział lotnictwa łącznikowego. Tak powstał Pluton Łącznikowy Dowództwa Lądowej Obrony Wybrzeża, który składał się z dwóch samolotów Aeroklubu Gdańskiego typu RWD-13 i jednego wojskowego Lublina R.XIII. Dwie pierwsze maszyny pilotowane były przez dowódcę pododdziału ppor. rez. pil. Edmunda Jereczka i szer. Wacława Zarudzkiego. Pilotem Lublina był mat Stefan Czerwiński. Historię tego ostatniego pilota można poznać dzięki niepublikowanym dotąd wspomnieniom autorstwa Jana Czerwińskiego*.
O Stefanie Czerwińskim i jego historii pokrótce wspominano już na łamach Rumskich Nowin. Był jednym z trzech pilotów Plutonu Łącznikowego Dowództwa Lądowej Obrony Wybrzeża stacjonującego w Rumi w pierwszych dniach wojny. W obliczu ofensywy niemieckiej cały pododdział relokowano 9 września z Rumi do majątku Nowe Obłuże. O ile Edmund Jereczek i Wacław Zarudzki przeżyli kampanię wrześniową i II wojnę światową, o tyle Stefan Czerwiński poległ już 17 września, krótko przed upadkiem Kępy Oksywskiej.
Tego dnia, późnym wieczorem, otrzymał on rozkaz dostarczenia ostatniego meldunku do broniącej się Warszawy. Czerwińskiemu przydzielono pasażera (Lublin posiadał stanowisko karabinowe obsługiwane przez strzelca pokładowego) – początkowo miał nim być drugi pilot plutonu, Wacław Zarudzki. Tak wspominał to wydarzenie:
„Siedziałem w kabinie [Lublina R.XIII – przyp. red.] z matem Czerwińskim, ja miałem obsługiwać karabin maszynowy strzelca pokładowego. Pokazał mi, jak mam wymieniać bębny z amunicją. Silnik pracował, czekaliśmy na sygnał startu. Nagle podbiegł do samolotu nieznany z nazwiska kapitan piechoty, oznajmiając, że to on otrzymał rozkaz lecieć jako pasażer do Warszawy. Przypasałem go do siedzenia i wystartowali. W około 5 minut po starcie po wykonaniu skręt nad morze na wysokości 300-400 metrów silnik przestał pracować i samolot runął do morza.”
Do dzisiaj nie wiadomo dokładnie, co spowodowało zatrzymanie pracy silnika Lublina. Samolot mógł zostać trafiony przez działko przeciwlotnicze. Według innych wersji wypadek spowodował kapitan piechoty, który mógł wpaść w panikę (lot odbywał się pod ostrzałem) i szarpnąć za stery samolotu lub bezwiednie przełączyć iskrownik, wyłączając tym samym silnik. Jego tożsamość i późniejsze dzieje nie są jednak znane.
Samolot mata Czerwińskiego rozbił się na oczach jego kolegów z lotniska w Rumi. Wacław Zarudzki i mechanik Jan Marzejon krótko po katastrofie podpłynęli łódką do wraku samolotu, który osiadł na wodzie kilkadziesiąt metrów od brzegu. W kabinie znaleźli jedynie ciężko rannego kapitana piechoty, Stefan Czerwiński nie przeżył upadku. Dzień później jego ciało wydobyto z wody i pochowano tymczasowo na plaży. Później szczątki ekshumowano i przeniesiono najpierw na cmentarz w Babich Dołach, a po wojnie na Cmentarz Obrońców Wybrzeża w Gdyni, gdzie mat Czerwiński spoczywa po dziś dzień (kwatera 145).
Samolot typu Lublin R.XIII zabiera meldunek. Pole Mokotowskie, rewia wojskowa, 3 maja 1938 r.
Stefan Czerwiński poległ krótko po swoich 24. urodzinach. Urodził się w Sawinie (obecnie woj. lubelskie) 2 września 1915 roku jako najmłodszy syn Adama i Rozalii z Urbańczyków. Przyszedł na świat w wyjątkowych okolicznościach – według rodzinnych legend urodził się na wozie, podczas ucieczki jego rodziców z podpalonego przez kozaków Sawina. Przez Europę przetaczała się wówczas I wojna światowa. Szczęśliwie jego rodzina zdołała przetrwać burzliwe czasy. Młody Stefan najpierw uczył się w szkole powszechnej w Sawinie, później w szkole średniej w Chełmie. Szybko jednak przeniósł się do Szkoły Podoficerów Lotnictwa dla Małoletnich w Bydgoszczy. Później, w tym samym mieście, kontynuował naukę w Centrum Wyszkolenia Lotnictwa. W międzyczasie skończył eksternistycznie kurs radiotelegraficzny we Lwowie.
Wiele wskazuje więc na to, że Stefan Czerwiński był człowiekiem szczególnie inteligentnym i ambitnym. Potwierdzają to wspomnienia rodzinne: już w młodych latach prenumerował czasopisma, słuchał radia, czytywał ilustrowaną encyklopedię Trzaski, Everta i Michalskiego. Z kolegami założył w Sawinie oddział popularnej organizacji paramilitarnej „Strzelec”.
W parze z inteligencją szła fantazja. We wspomnieniach jego krewnych zachowała się pamięć o niebezpiecznych wybrykach szkolnych Stefana Czerwińskiego. Był karany przez swoich przełożonych m.in. za niebezpieczny przelot pod mostem nad Wisłą. Nieregulaminowe „akrobacje” z pewnością nie były powodem do dumy, ale świadczyły o dużych umiejętnościach lotniczych. W rodzinie Czerwińskich mówi się, że krótko przed wybuchem wojny Stefan rozważał wstąpienie do tzw. żywych torped – oddziałów, których celem było prowadzenie szczególnie niebezpiecznych zadań bojowych lub akcji mających charakter samobójczy.
Niemieccy żołnierze po zajęciu Kępy Oksywskiej, wrzesień 1939 r.
Rodzina Czerwińskich przez wiele lat nie znała miejsca pochówku Stefana. Po wojnie jego bracia próbowali go odszukać: najpierw Wacław, później Bronisław. Bez rezultatu. Jedyną pamiątką po poległym były dwa medaliki przesłane przez Czerwony Krzyż. Grób bohaterskiego pilota udało się odnaleźć rodzinie dopiero w sierpniu 2009 roku. Kolejne pokolenia Czerwińskich złożyły hołd zmarłemu krewnemu, kładąc na jego grobie biało-czerwone róże. Miało to miejsce na krótko przed 70. rocznicą jego tragicznej śmierci.
* Artykuł napisany na podstawie wspomnień Jana Czerwińskiego, które autor otrzymał od Andrzeja Zarudzkiego. Oryginał wspomnień umieszczony został w Cyfrowym Archiwum Społecznym (www.historiarumi.pl).