Życzenia oraz podziękowania za lata oddania i pasji złożyli Jolancie Król 28 lipca między innymi: rumski poseł Rafał Siemaszko, rumianin i starosta wejherowski Marcin Kaczmarek wraz z etatowymi członkami zarządu, pełnomocnik burmistrza Rumi ds. społecznych Piotr Wittbrodt, sekretarz miasta Marcin Kurkowski, przewodniczący rady miejskiej Krzysztof Woźniak oraz pracownicy urzędu miasta i MOSiR-u.
Trudno dziś wyobrazić sobie Rumię bez nowoczesnych boisk, hali sportowo-rekreacyjnej czy pływalni, z których każdego dnia korzystają setki mieszkańców. Jednak jeszcze kilkadziesiąt lat temu sportowa rzeczywistość miasta wyglądała zupełnie inaczej. O sporcie w Rumi kiedyś i dziś opowiada dyrektor MOSiR-u Jolanta Król, która po 46 latach zawodowej aktywności odchodzi na emeryturę.
Redakcja Rumskich Nowin: Po raz ostatni sięga pani po klucze do MOSiR-u jako szefowa, ale cofnijmy się do początku. Jak zaczęła się pani droga w sporcie i pracy zawodowej?
Jolanta Król: Pochodzę ze Złotoryi, dzieciństwo i młodość spędziłam w Lubinie, gdzie tradycje sportowe wpajał mi tata – przez lata grał w piłkę nożną w drużynie BKS Bolesławiec na pozycji bramkarza. Sama zaczynałam jako zawodniczka – uprawiałam jako młodziczka piłkę siatkową, biegi na średnich dystansach, piłkę nożną. Ukończyłam technikum samochodowe. W czerwcu 1979 roku wyszłam za mąż za Benedykta Króla, lekkoatletę Wojskowego Klubu Sportowego Wawel Kraków. W lipcu tego samego roku przeprowadziłam się do Krakowa.
We wrześniu 1979 roku rozpoczęłam pracę w Państwowym Przedsiębiorstwie Polmozbyt jako mechanik diagnosta. Po narodzinach syna, Adriana, wznowiłam treningi lekkoatletyczne. W styczniu 1982 roku podjęłam pracę w WKS-ie Wawel Kraków na stanowisku księgowej i trenowałam w sekcji biegu na orientację. Trenowałam bardzo intensywnie – inni szli na śniadanie, a ja na pierwszy trening, po pracy czekał kolejny.
Kiedy Flota Gdynia planowała uruchomienie sekcji biegu na orientację, stanęłam przed ważną decyzją. Miałam już drugie dziecko, Asię, i pracowałam jako księgowa. Ostatecznie wraz z rodziną zmieniliśmy barwy klubowe na Flotę Gdynia i przeprowadziliśmy się do Redy. Pojechałam z koleżanką do Urzędu Pracy w Wejherowie, gdzie ona szukała ofert pracy. Umówiłyśmy się, że po moim powrocie z zawodów pojedziemy ponownie, by tym razem poszukać pracy dla mnie. Pani z urzędu zapytała, czy zajmuję się sportem. Gdy potwierdziłam, dowiedziałam się, że MOSiR Rumia poszukuje osoby do organizacji imprez sportowych. Tak rozpoczęła się moja przygoda z rumskim sportem – wrzesień 1987 roku. Najpierw jako wolontariuszka, by już miesiąc później zostać zatrudnioną na stałe na stanowisku kierownika administracyjnego obiektu i organizatora imprez. Przez osiem ostatnich lat byłam dyrektorem tej jednostki.
W przyszłym roku przypada 50 lat działalności MOSiR-u. Dzisiaj to jednostka z bogatą infrastrukturą, współpracująca z klubami sportowymi, organizująca wiele imprez. Ale jak wyglądały początki?
Warunki były więcej niż skromne. MOSiR mieścił się w pawilonie przy ulicy Mickiewicza 43, a obok znajdowało się boisko, na którym zamiast trawy rosła babka. Musieliśmy zacząć od bardzo podstawowych działań, takich jak remont pawilonu, prace konserwatorskie przy płycie boiska oraz budowa ogrodzenia wokół stadionu i nowych trybun. Część brukowanej nawierzchni z remontowanej wówczas ulicy Mickiewicza posłużyła nam do budowy płotu. Tam, gdzie dziś stoi hala widowiskowo-sportowa, był asfalt. Stadion dysponował podstawowym wyposażeniem lekkoatletycznym – bieżnią, skocznią w dal i rzutnią do kuli. Mecze ligowe rozgrywali na nim piłkarze MKS-u Orkan Rumia, a czasem organizowaliśmy tam imprezy okolicznościowe. Z urządzeń lekkoatletycznych korzystały też lokalne szkoły. MOSiR szukał wówczas swoich właściwych form działalności – przez jakiś czas prowadziliśmy nawet wyciąg narciarski na Górze Markowca.
Było jakieś wydarzenie, które szczególnie zapadło pani w pamięć?
Pamiętam ogromne, międzynarodowe zawody w biegu na orientację w 1988 roku – przyjechało 1760 osób z 26 krajów. To wydarzenie otworzyło MOSiR i miasto na nowe perspektywy. Dla wielu mieszkańców było to coś ekscytującego – byli bardzo zainteresowani tym, że tak duża impreza odbywa się w Rumi, skąd przyjechali biegacze i jak wielu ich jest. Byliśmy gospodarzami tych zawodów w bardzo trudnym czasie przeobrażeń politycznych. Zawodnicy ze Skandynawii i innych krajów Europy przyjechali do nas, żeby zobaczyć, jak wyglądają takie zawody. Początkowo podchodzili do nas trochę jak pies do jeża z uwagi na ustrój komunistyczny, który wtedy u nas był, ale ostatecznie wyjechali zachwyceni. Na stadionie i na bocznym boisku, które dziś służy jako płyta treningowa, mieliśmy pole namiotowe. Trybuna znajdowała się po przeciwnej stronie niż obecnie, a na niej wisiały flagi wszystkich państw startujących w zawodach, wypożyczone z Polskich Linii Oceanicznych. Myślę, że to właśnie te zawody były dla mnie swoistą przepustką do dalszego działania, organizacji kolejnych wydarzeń i rozwoju w pracy zawodowej.
Rozwój MOSiR-u to dziesiątki inwestycji. Które z nich uważa pani za najważniejsze?
Zaczęliśmy od podstawowych działań – remontu pawilonu, wymiany ogrodzeń i modernizacji boisk, które przygotowały grunt pod większe projekty. Brak hali widowiskowo-sportowej utrudniał nam organizację wydarzeń. Pamiętam koncert Elektrycznych Gitar, który dwukrotnie przerwała ulewa. Zespół pytał, czy możemy przenieść koncert pod dach, ale niestety takiego miejsca nie było. Wszyscy czekali ponad półtorej godziny na poprawę pogody. To doświadczenie utwierdziło nas w przekonaniu, że hala jest niezbędna. W mieście były wówczas dwa nurty: jeden w pierwszej kolejności postulował budowę hali, drugi widział priorytet w krytej pływalni. Ostatecznie rada miejska jednym głosem przewagi zdecydowała o budowie hali, której oczekiwaliśmy z wielką nadzieją. Wierzyliśmy, że dopiero dzięki niej będzie możliwa organizacja większych imprez i zapewnimy odpowiednie warunki treningowe dla stowarzyszeń.
W 2000 roku oddaliśmy do użytku halę widowiskowo-sportową. Od tego momentu zaczęły powstawać nowe kluby sportowe. Gdy zaczynałam pracę, w mieście działały tylko TKKF Orzeł i Orkan Rumia, dzisiaj organizacji sportowych mamy około 50. Większość ma swoje siedziby przy hali i korzysta z niej jako miejsca treningów. Budowa hali była dla mnie przełomem, który otworzył nowe możliwości rozwoju sportu miejskiego. W tym roku w październiku przypada jej 25-lecie. W 2006 roku otworzyliśmy krytą pływalnię. Do ważnych inwestycji zaliczam też powstanie trybun na przełomie lat 2004 i 2005 oraz oddanie orlika przy ulicy Świętopełka w marcu 2010 roku.
Wraz z rozwojem infrastruktury rósł także rumski sport. Mamy w mieście wiele dyscyplin, w których osiągamy sukcesy, między innymi: karate, koszykówka, piłka siatkowa, lekkoatletyka, rugby, bieg na orientację, taniec, gimnastyka artystyczna, duathlon, triathlon, piłka nożna.
W 2014 roku burmistrzem został Michał Pasieczny, sportowiec i były mistrz Polski, prezes Arki Rumia Rugby. Wniósł nową energię i wizję dla naszego miasta. Rumia przestała być tylko „po drodze” do Trójmiasta, a stała się miejscem sportu dla dzieci, młodzieży i seniorów. Organizujemy wydarzenia na szczeblu miejskim, powiatowym, wojewódzkim, a także zawody amatorskie oraz mistrzostwa Polski, Europy i świata.
Kolejne duże inwestycje to kompleks boisk SALOS imienia świętego Jana Bosko z 2016 roku – projekt, z którego jestem szczególnie dumna. W 2019 roku oddaliśmy do użytku bieżnię tartanową, skocznie w dal i wzwyż, rzutnię do pchnięcia kulą. Najnowsza inwestycja to boisko treningowe, które zostało ukończone 8 października 2023 roku.
Zadbaliśmy o infrastrukturę sportową wokół stadionu, a entuzjazm klubów, stowarzyszeń i społeczności jest naprawdę imponujący. Ostatnią dużą inwestycją jest boisko przy ulicy Starowiejskiej, które zrealizowaliśmy własnym sumptem. Od tego roku prowadzimy też CityGym – klub fitness, cieszący się ogromnym zainteresowaniem seniorów. Korzysta z niego około 400 osób. Staramy się zapraszać zarówno panie, jak i panów w wieku senioralnym, tworząc dla nich miejsce nie tylko do aktywności fizycznej, ale też do spotkań i rozmowy.
Wróćmy jeszcze do imprez organizowanych przez MOSiR. Obecnie odbywająsię wydarzenia z różnych dziedzin – od sportu i kultury po inicjatywy patriotyczne i charytatywne. Z czego to wynika?
Otwieramy szeroko drzwi przed mieszkańcami. Zawsze stawialiśmy na przeciwwagę w planowaniu działalności. Na przykład, kiedy budowaliśmy halę, było duże zainteresowanie panów piłką nożną, więc dla pań była piłka siatkowa. Staramy się, żeby mieszkańcy mogli uprawiać dyscypliny, które lubią. Organizowaliśmy nie tylko lokalne, ale też ogólnopolskie i międzynarodowe wydarzenia. Bieg Pokoju – najstarsza impreza w Rumi, Otwarte Mistrzostwa Rumi w Tenisie Stołowym, Grand Prix Rumi w Tenisie Stołowym, „Baltic Rhythmic Gymnastics Cup” w Gimnastyce Artystycznej, „Piknik z Korzeniem”, Camp z Marcinem Gortatem, Aquathlon Rumia, Mistrzostwa Polski w Duathlonie, Sztafety Olimpijskie o Puchar Dyrektora MOSiR-u, turniej NBA Rumi, konkurs na najlepszego sportowca i trenera, spotkania z mistrzyniami, w tym z Otylią Jędrzejczak. Oprócz tego wiele imprez o charakterze rekreacyjnym, takie jak pikniki rodzinne, Akcje Lato i Zima, festyn patrona miasta. Gościliśmy kabarety. Odbywały się u nas mecze i imprezy charytatywne na rzecz młodych mieszkańców oraz finały WOŚP-u. Mieliśmy wystawy zwierząt czy makiet kolejowych. Organizujemy wydarzenia z okazji świąt patriotycznych, bożonarodzeniowych, seniorów i innych koncertów.
Skoro jesteśmy przy koncertach – czy którąś gwiazdę wspomina pani szczególnie?
Najbardziej wrył mi się w pamięć wspomniany wcześniej koncert Elektrycznych Gitar, ale wystąpiło u nas wielu wyjątkowych artystów. Byłam pod wielkim wrażeniem koncertu Maryli Rodowicz, która zgromadziła bardzo liczną publiczność. Z bardzo ciepłym przyjęciem seniorów spotkał się Andrzej Cierniewski. Zawsze w połowie grudnia organizujemy koncerty kolęd wprowadzające w klimat Świąt Bożego Narodzenia. Z tej okazji byli u nas między innymi Ania Wyszkoni, Trebunie Tutki, Zespół Mazowsze, Zespół Śląsk. Wiele gwiazd do nas po latach wracało. Tak jak Robert Gawliński, który odwiedza nas po raz drugi w sierpniu, tym razem z zespołem Wilki.
Przez lata pracy z pewnością napotkała pani wiele wyzwań, zwłaszcza na początku, gdy kobiety na kierowniczych stanowiskach nie były jeszcze tak powszechne. Czy sportowa przeszłość pomagała w pokonywaniu trudności i rozwijaniu MOSiR-u?
Myślę, że bardzo pomógł mi sportowy duch, w jakim zostałam wychowana i który później był także w moim domu. Pracowałam, mając małe dzieci, którym też poświęcałam czas. Był moment, gdy trenowała cała nasza czwórka, więc zawsze wcześniej przygotowywałam jadłospis dla naszej rodziny na cały tydzień. Mój mąż żartował, że jest jak w restauracji i zawsze wiadomo, co będziemy jeść. Odkąd pamiętam, działałam na podstawie przygotowanego planu, podchodzę zadaniowo: wyznaczam cele i je realizuję.
Plany na emeryturę?
Niektórzy dziwią się, co będę teraz robiła, a ja się o to zupełnie nie martwię, bo cały czas mam coś do zrobienia. Spraw zawodowych będzie mniej, tych codziennych związanych z MOSiR-em, ale nadal będę działać w SALOS-ie i pełnić funkcję radnej powiatowej. Prywatnie chciałabym bardzo napisać tomik, wykorzystując napisane wcześniej, najczęściej na wyjazdach, wiersze oraz przy czyjejś pomocy spisać historię swoją, rodzinną i tę sportową. Powinno się spisywać wspomnienia. Poza tym uwielbiam wyszywać. Mam nadzieję, że będę mieć na to czas. Jest też rodzina: 91-letnia mama, która ze mną mieszka, dzieci i wnuczka.
Czy jest coś, czego będzie pani brakowało?
Przede wszystkim będzie mi brakowało ludzi. Traktuję ich jak rodzinę. My nie pracujemy ośmiu godzin przez pięć dni w tygodniu, pracujemy w weekendy, często do późnych godzin, ośrodek jest otwarty do godziny 22:00, prowadzimy też hotel. Najbardziej będzie mi brakowało moich przyjaciół, z którymi pracujemy od lat. Z Witkiem Preną, gospodarzem obiektu, pracujemy 34 lata. Z Katarzyną Małachowską, księgową, 27 lat, z Marcinem Sawickim 18 lat. Ela i Danka – panie, które sprzątają, pracują 25 lat – tyle, ile ma hala. Czuję ogrom radości za każdą rzecz, którą udało mi się zrealizować, za piękne chwile, które mogłam z nimi przeżyć. To piękny czas, jaki przeżyłam w moim mieście – pełen miłości, rozterek i pasji.