Niewielu mieszkańców Rumi wie, że w ich mieście już od czterech lat warzone jest rzemieślnicze piwo, którego nazwa zrodziła się z pasji do jeździectwa. Jeszcze mniej osób zdaje sobie sprawę, że za dotychczasowymi sukcesami browaru Końska Grzywa, bo o nim mowa, stoi jedynie dwóch mężczyzn. Prowadzą swoją działalność w niepozornym budynku gospodarczym przy ulicy Zakopiańskiej, gdzie wcześniej funkcjonowała przetwórnia owocowo-warzywna. We dwóch zajmują się dosłownie wszystkim: dbają o porządek, opracowują receptury, napełniają zbiorniki, dostarczają towar i dokonują finansowych rozliczeń. Ich przygoda rozpoczęła się od pogoni za marzeniami, a kiedy biznes zaczął „galopować”, natrafili na przeszkodę w postaci pandemii. Liczą, że przetrwają te trudne czasy, a wtedy usłyszy o nich cała Polska.
– Inspiracja do stworzenia browaru przyszła do mnie ze strony córki. Kiedyś, gdy wracała ze mną samochodem do domu, zapytała, czy podoba mi się moja praca. Pracowałem wówczas w korporacji, odpowiedziałem, że nie. Zapytała wtedy, co bym chciał robić. Powiedziałem, że w zasadzie to chciałbym mieć swój browar. To zrób to – powiedziała. No i rzeczywiście tak zrobiłem – opowiada Adam Bańczyk, twórca marki Końska Grzywa. – Proces profesjonalnej produkcji i degustowania jest bardzo przyjemny, ale najpierw trzeba było przejść taki polski biurokratyczny tor przeszkód. Niemniej motywacja była silna, a to dobry środek znieczulający w tych mało przyjemnych sytuacjach – dodaje.
Zanim browarnik zdecydował się otworzyć biznes, co nastąpiło w marcu 2017 roku, przez kilkanaście lat warzył piwo w domowym zaciszu, z różną intensywnością. Zbierał doświadczenia i profesjonalizował się, by pod koniec grudnia 2015 roku stworzyć odpowiedni projekt inwestycyjny.
– Konieczne było zaplanowanie i zrealizowanie wielu kroków, podjęcie kluczowych decyzji, takich jak wybór producenta sprzętu, lokalizacji czy oprawy wizualno-marketingowej. Chiński producent budził obawy, ale jednocześnie był szansą na oszczędności. Ostatecznie sprzęt dotarł w terminie i spełnił stawiane mu wymagania technologiczne – można na nim zrobić bardzo dobre piwo – zapewnia założyciel Końskiej Grzywy.
W świetle gwałtownego wysypu browarów, jak i zauważalnego trendu warzenia piw przesyconych smakami lub dodatkami – głównie górnej fermentacji, opartych na amerykańskich chmielach – warzelnicy z Rumi podjęli decyzję, że chcą się wyróżniać.
– Położyliśmy nacisk na warzenie piw głównie dolnej fermentacji, o tradycyjnym charakterze. Celem było uzyskanie prostych, pełnych smakowo, zrównoważonych i uwarzonych na bazie surowców wysokiej jakości trunków. Chcieliśmy, aby te piwa pozostały na dłużej w repertuarze browaru, stąd początkowo tylko dwa rodzaje, a decyzja o każdym nowym była podejmowana z dużą ostrożnością. Obecnie jest ich pięć, a szóste w przygotowaniu – zdradza Adam Bańczyk.
Nazwy i kolor niemal wszystkich produkowanych przez Końską Grzywę trunków nawiązują do umaszczeń i ras koni. Inspiracją do stworzenia takiej identyfikacji wizualnej marki jest zamiłowanie założyciela browaru do jeździectwa.
– Budowa marki to był kolejny krok. Chcieliśmy się wyróżniać w świecie piwa rzemieślniczego, uzyskując prosty i elegancki efekt. Powiązanie browaru z inną pasją zaowocowało stworzeniem marki Końska Grzywa – mówi piwowar. – Drobnym wyłamaniem się ze schematu nazw naszych piw jest Grafinia. To imię żyjącej klaczy, na której zdałem srebrną odznakę jeździecką i postanowiłem ją w ten sposób uhonorować – dodaje.
Dystrybucja warzonych w Rumi trunków od początku skupiała się na lokalach gastronomicznych i hotelach, co w dobie pandemii, ze względu na liczne obostrzenia, odbiło się na browarze. Piwo Końskiej Grzywy można jednak zakupić również w specjalistycznych sklepach z alkoholem lub zamówić bezpośrednio na stronie konska-grzywa.pl.
– Przyjęliśmy taką strategię, ponieważ chcieliśmy, aby nasze piwo było unikatowe, a nie masowe. Robimy je przy zastosowaniu refermentacji w butelce, czyli nagazowania tak zwaną metodą szampańską – to rzadkość w Polsce. Takie piwo utrwala się bez pasteryzacji, jego pierwotny smak jest zachowany. To unikat, bo trudno to zrobić w dużym browarze, a nam, jako małej warzelni, to się udaje – podkreśla Adam Bańczyk. – Warzymy zgodnie z zasadą, że geniusz tkwi w prostocie, a więcej nie oznacza lepiej. Mam nadzieję, że nasi odbiorcy to doceniają i pozwoli nam to przetrwać te trudne czasy – podsumowuje.