Poniedziałek, 23 grudnia 2024
RumiaTV
Fundusze krajowe Fundusze UE
BIP Rumia powiększ czcionkę pomniejsz czcionkę Zwiększ kontrast Zmniejsz kontrast

Rumia walczy z korkami. Michał Pasieczny: Rozwiązanie jest już „zaprogramowane”


Rumia walczy z korkami. Michał Pasieczny: Rozwiązanie jest już „zaprogramowane”12.08.2021 r.


Według corocznego raportu Traffic Index, w 2020 roku Trójmiasto znalazło się w ścisłej czołówce najbardziej zakorkowanych europejskich metropolii. Z podobnym problemem, choć w mniejszej skali, mierzy się również pobliskie Małe Trójmiasto Kaszubskie, w tym Rumia. Mieszkańcy i turyści doświadczają tego przede wszystkim latem. O tym, jakie są plany i szanse na zmianę tej sytuacji rozmawialiśmy z burmistrzem Michałem Pasiecznym.

Redakcja Rumskich Nowin: Panie burmistrzu, kiedy rumski odcinek krajowej szóstki przestanie kojarzyć się miejscowym i turystom z ciągłymi korkami. Czy jest w ogóle taka szansa?

Michał Pasieczny, burmistrz Rumi: Szansa jest, ale wszystko w rękach władzy centralnej, która nią zarządza. Tak naprawdę mówimy o gigantycznym ruchu turystycznym, takim jaki odbywa się na Zakopiance, jedynce w kierunku Wisły czy na trasie do Karpacza – to wszystko są drogi krajowe. Na Półwysep Helski – ale nie tylko, bo to tereny Helu, Jastarni, Juraty, Władysławowa, Jastrzębiej Góry, Karwi, Dębek, Białogóry, a nawet Łeby – przyjeżdża co roku cała Polska, miliony osób chcących wypoczywać nad morzem. Do tego dochodzi dynamika rozwoju mieszkalnictwa. Trójmiasto bardzo mocno się rozlewa w stronę Pruszcza Gdańskiego i Żukowa. Analogiczna sytuacja jest z naszej strony, gigantyczne liczby mieszkańców wyprowadzają się do Rumi, Redy, gminy Wejherowo, gminy Puck. My mamy około 50 tysięcy mieszkańców, ale mało kto zdaje sobie sprawę, że wymienione przeze mnie gminy wiejskie mają po około 25 tysięcy mieszkańców, a wielu z nich codziennie przejeżdża przez Rumię. Dlatego mam nadzieję, że będzie coraz większa determinacja, aby wybudować alternatywną drogę, przebić się przez trójmiejską obwodnicę na drugą stronę torów kolejowych, czyli w tereny Doliny Logistycznej Portu Gdynia i w okolice ulicy Puckiej. Tam powstałby duży węzeł stanowiący odbicie do Portu, w stronę estakady Kwiatkowskiego, i w naszym kierunku. Ta droga przeszłaby przez tereny Rumi i Redy, a wyszłaby powyżej Rekowskiej Górki, tam wyprowadzając ruch. W takiej sytuacji mielibyśmy latem rozkorkowane miasto, to jest jedyna szansa.

Czy miasto może się w jakiś sposób przyczynić do rozwiązania tego problemu?

Rozwiązanie jest już, nazwijmy to, „zaprogramowane”, bo nie można powiedzieć zaprojektowane. Mamy rezerwę terenu na wysokości domu bankietowego Grinholc. Oprócz tego możliwe jest przecięcie ulicy Dębogórskiej na granicy z Dębogórzem-Wybudowaniem, przy PUK-u i firmie Kummer, tam też może być węzeł. To jest pas rezerwy pod przyszłą obwodnicę. Oprócz tego chcielibyśmy, jak obwodnica już powstanie, stworzyć wzdłuż drogi teren zielony, osłonę dla zabudowy mieszkaniowej. W ten sposób ograniczymy hałas oraz uciążliwości związane ze spalinami. Taki pas zieleni, kilkadziesiąt metrów szerokości na odcinku kilku kilometrów, z całą pewnością będzie też bardzo atrakcyjnym miejscem do spędzania czasu.

Wiele dużych miast wybiera inną drogę, stawiając raczej na komunikację miejską bądź ekologiczne środki transportu.

Chyba musielibyśmy mieć miejską komunikację zbiorową na poziomie metra londyńskiego, żeby przekonać mieszkańców, aby przesiedli się z samochodów. Nie mówiąc już nawet o infrastrukturze, to są gigantyczne koszty, a przeciętnego polskiego samorządu po prostu na to nie stać. Poza tym, przez pandemię widzimy duży powrót do podróżowania samochodami osobowymi. Ludzie się bali, niektórzy nadal się boją, podróżować pociągiem czy autobusami. Mam nadzieję, że wrócimy do normalności i ta tendencja się odwróci na rzecz autobusów oraz kolei. Obecnie, przez znaczny spadek liczby pasażerów, jako samorządy musimy jeszcze więcej dokładać do biletów. Dochód wygenerowany przez pasażerów to zaledwie ¼ kosztów transportu zbiorowego, ¾ dopłaca miasto – wiele samorządów ma takie umowy. Jako Rumia, z powodu COVID-u, musieliśmy dołożyć do kursowania autobusów kolejne 800 tysięcy złotych, rekompensując przewoźnikom utracone dochody na biletach. Transport musi się bilansować, a gdyby ceny biletów były czterokrotnie wyższe, wówczas nie opłacałoby się przesiadać z samochodu na komunikację miejską, a korki mielibyśmy jeszcze większe.

Rumię obsługuje w tym zakresie ZKM Gdynia, zakład należący właśnie do tego miasta. Być może rozwiązaniem byłoby stworzenie własnego zakładu komunikacyjnego?

Myślimy o tym bardzo, dlatego szukamy różnego rodzaju dotacji, między innymi na zakup taboru niskoemisyjnego, bo widzimy, że takie projekty się pojawiają. Jeśli uda się zakupić autobusy, to jest szansa, abyśmy za tę samą kwotę mogli realizować więcej kursów. Z drugiej strony mocno nas ograniczają coraz większe obciążenia nakładane na samorząd. Do szkół i przedszkoli musimy dokładać już 50% kosztów, a nie 40%, tak jak to było jeszcze 4 lata temu. Ucieka nam dużo środków finansowych, a nie ma tu mowy o korzyściach dla dzieci, to jest jedynie przerzucenie finansowania centralnego na samorządy. Tak że ta tendencja, jeśli chodzi o stabilizację dochodów, została bardzo zachwiana. Teraz mało który samorząd myśli o zwiększaniu na dużą skalę takich działań, bardziej stawiamy na przetrwanie. Staramy się przemodelować działania, aby gdzieś zaoszczędzić, uzyskać większe dochody, a wtedy realizować zadania społeczne. Sytuacja jest bardzo ciężka, ale cały czas analizujemy i szukamy rozwiązań, aby ten transport miejski poprawić.

No dobrze, a co z ruchem rowerowym? Jakie są plany, aby go zwiększyć?

Rumia znajduje się na tyle blisko Trójmiasta, gdzie większość mieszkańców pracuje, że naprawdę można pokonać tę trasę rowerem. Dlatego bardzo nam zależy, abyśmy mogli bezpiecznie przemieszczać się jednośladem po głównych ciągach komunikacyjnych. Sukcesywnie pojawiają się kolejne kilometry ścieżek rowerowych, z czego jestem niezmiernie dumny. W najbliższym czasie uzyskamy takie połączenie poprzez węzeł integracyjny w Janowie, gdzie do karczmy Zochlina dojedziemy ścieżką rowerową praktycznie z każdej dzielnicy Rumi. Wkrótce pojawi się też połączenie z gminą Kosakowo, na ulicy Żołnierzy I Dywizji Wojska Polskiego. Wspólnie z urzędem marszałkowskim sfinansujemy ten brakujący 1,5-kilometrowy odcinek. To będzie ogromna zmiana, ponieważ jako rowerzyści zejdziemy z wąskiej ulicy, która nie ma pobocza, po której samochody bardzo szybko jeżdżą. Powstanie też most nad rzeką, będziemy więc połączeni z trasą wiodącą do rezerwatu Beka, Mechelinek czy Rewy.

Wspomniał Pan, że inwestycja na ulicy Żołnierzy I Dywizji Wojska Polskiego realizowana jest wspólnie z Urzędem Marszałkowskim Województwa Pomorskiego. Jak wyglądają te relacje z podmiotami, które zarządzają infrastrukturą drogową w Rumi? Przecież nie wszystkie ulice należą do miasta.

Z reguły ta współpraca z zarządcami jest dobra. Mamy drogi gminne, którymi my zawiadujemy. Są też drogi powiatowe, którymi zarządzamy wspólnie ze starostwem. Z kolei fragment ulicy Dąbrowskiego, Starowiejska i Żołnierzy I Dywizji to drogi wojewódzkie – tu też solidna współpraca. No i omawiana już droga krajowa, zarządzana przez GDDKiA. Zwłaszcza w tym ostatnim przypadku bardzo nam zależy, aby płynność przejazdu była możliwie największa. Sygnalizujemy ciągle, co można poprawić. Kilka takich problemów udało się już rozwiązać – to my wyłapaliśmy, że przy ulicy Górniczej, za salonem Toyoty, światła co któryś cykl blokowały sygnalizację przy urzędzie miasta. Przez taką drobnostkę w ciągu pół godziny robił się korek sięgający 700 metrów. Z naszej inicjatywy zostało to poprawione, ponieważ wielokrotnie analizowaliśmy, przeliczaliśmy samochody i pokazywaliśmy pracownikom GDDKiA, jak to rozwiązać. Zarządca z firmą obsługującą sygnalizację podjęli w końcu decyzję o wydłużeniu o 20 sekund zielonego światła, co przyniosło efekt. Płynność na skrzyżowaniu przy urzędzie jest absolutnie kluczowa. Będziemy też chcieli wymóc jego przebudowę, ponieważ w ramach budowy nowego urzędu miasta, który ma powstać u zbiegu ulic Starowiejskiej i Dąbrowskiego, oddamy w zamian nasz grunt. Wykonany zostałby tam prawoskręt na Szmeltę i Łężyce, a przez to obecny prawy pas, który stałby się środkowym, uzyskałby o 100 procent większą przepustowość.

Mówi tu Pan o wieloletniej perspektywie, a jakie inwestycje będą realizowane w najbliższym czasie?

O wiele szybciej nastąpi uruchomienie węzła integracyjnego w Janowie, który nas mocno odciąży. Duża część samochodów nie będzie już jeździć naokoło, auta znikną też ze skrzyżowania przy dworcu, stacji paliw BP i McDonaldzie. Przez węzeł będzie można się dostać na ulicę Gdańską, Pomorską, Obrońców Westerplatte, Dokerów, Dąbrowskiego, Wileńską, Wrocławską czy Poznańską. Z kolei osoby jadące ulicą Hutniczą, przez Rumię do Redy, powinny przenieść się z powrotem na krajówkę. To spowoduje, że odczujemy lekką ulgę na ulicy Dębogórskiej, Kosynierów czy Dąbrowskiego. Najwięksi eksperci zajmujący się ruchem drogowym podkreślają, żeby robić jak najwięcej przebić przez tory kolejowe, jechać wolniej, ale bezpieczniej i płynniej. Nie ma nic gorszego od ciągłych korków.

Skoro o torach i przejazdach kolejowych mowa, to co z ulicą Zbychowską i Hodowlaną?

Czekamy na PKP PLK, z naszej strony porozumienie jest podpisane, a koncepcje zaprogramowane. Określiliśmy, w którym miejscu ma być tunel pod torami, jak chcemy to połączyć, tak że wszystko w rękach kolei, aby pchnąć dalej temat tej inwestycji. My niezwłocznie, gdy ten proces ruszy, będziemy doprojektowywać układ drogowy do tego tunelu i łączyć ulicę Hodowlaną z Towarową, a przejazd na ulicy Zbychowskiej zostanie zamknięty, przez co poprawi się bezpieczeństwo i płynność ruchu.

Wróćmy jeszcze do tematu węzła integracyjnego, który jest chyba najlepszym przykładem łączenia różnych środków transportu. Czy wszystkie inwestycje są projektowane w taki sposób, by tworzyć spójną, jednolitą komunikację?

Jest to prowadzone w ten sposób już od wielu lat, ponieważ do stacji węzłowej przy ulicy Starowiejskiej dojeżdżają praktycznie wszystkie linie autobusowe z miasta. Chcielibyśmy oczywiście, aby kursowały częściej, ale, jak już wspomniałem, obecnie jest to nie do końca możliwe. Z kolei węzeł integracyjny w Janowie prawdopodobnie pozwoli nam przemodelować komunikację miejską. Zobaczymy, jakie będą potrzeby mieszkańców i będziemy na bieżąco reagować. Jeśli chodzi o ścieżki rowerowe, to są one sukcesywnie budowane. Jak już dojdziemy do węzła i karczmy Zochlina, będziemy chcieli w kolejnych etapach połączyć się z Gdynią. Wykonamy też te drobne połączenia, które od dawna na to czekają, między innymi na ulicy Kosynierów, przy Auchan. Trochę to trwało, ale proceduralnie już ruszyło. Mocno walczymy, wraz z zespołem cały czas pozyskujemy środki zewnętrzne, co pozwala na realizację tych inwestycji.

Na koniec pytanie, które jest wielokrotnie zadawane przez mieszkańców: dlaczego rondo Jana Pawła II nie zostało jeszcze zmodernizowane?

Tutaj ewidentnie jest to efekt przerzucenia na samorządy kosztów związanych z oświatą, jak i regulacja na podatku PIT, gdzie jako mieszkańcy oczywiście się cieszymy, że mniej płacimy, ale jednocześnie budżet miasta zostaje uszczuplony o około 6 milionów złotych rocznie. Kiedy nie mamy tych środków finansowych, musimy niestety przesuwać termin realizacji inwestycji. Ten czas nie został jednak zmarnowany, ponieważ dokonaliśmy przemodelowania projektu, zmienialiśmy też dokumentację, aby zdobyć dodatkowe 4 miliony złotych na realizację tej inwestycji. Zajęło nam to rok, ale nie mogliśmy przegapić takiej szansy. Rondo Jana Pawła II musi być przebudowane, poprawi to płynność przejazdu i da nam większą przepustowość. Dużo pomogą też lewoskręty na MOSiR i ulicę Kościelną. Gdyby nie to zabieranie środków samorządom, te inwestycje z całą pewnością byłyby już realizowane. Biorąc pod uwagę obecną sytuację, jest szansa, że w przyszłym roku ruszy przebudowa ronda Jana Pawła II oraz ulicy Dębogórskiej.

Fundusze zewnętrzne
Kalendarz wydarzeń