Tu wszyscy są uśmiechnięci
Jest niedziela. Siedzimy na trawie, obserwując pakujących się ludzi. Festiwal się skończył, czas wracać do życia. Ania, 28-latka z Rumi, przyjechała na Pol’and’Rock po raz piąty. W tym roku najbardziej zachwycił ją występ Palaye Royale, którego do tej pory nie znała.
– Najbardziej przyciąga mnie ta energia i wolność. Tu wszyscy są uśmiechnięci, otwarci, nie ma podziałów, nikt nikogo nie ocenia. Pierwszy raz przyjechałam ze znajomymi z uczelni i pamiętam nocne tańce pod małą sceną, magia! – wspomina.
Od rocka po reggae i elektronikę
Andrzej, 32-latek, jeździ na festiwal od 2011 roku.
– Pierwszy raz przyjechałem z bratem na The Prodigy. To były szalone czasy, w lesie pod Kostrzynem było 800 tysięcy ludzi! Od tego czasu jeżdżę co roku i zawsze znajdę coś dla siebie. Na Ich Troje też byłem, a co! I opowiem o tym kiedyś wnukom. Co prawda w tej edycji było mniej wielkich gwiazd, ale też bardziej różnorodnie.
Wspomnienia, które zostają na całe życie
Marta, 37-latka, ma za sobą już piętnaście edycji festiwalu. W tym roku najwięcej emocji dostarczyli jej Fisz Emade Tworzywo, a ukojenie przyniósł koncert Burning Spear.
– Kiedyś z przyjaciółką postanowiłyśmy sprawdzić, jak wygląda największy darmowy festiwal. Już pierwszego dnia zgubiłyśmy się w tłumie i odnalazłyśmy dopiero nad ranem przy Krysznie. Takie rzeczy pamięta się całe życie – śmieje się.
Błoto i muzyka do rana
Najstarszy z grupy 40-letni Sebastian pamięta jeszcze czasy, gdy Woodstock był typowo rockowo-metalowym wydarzeniem. W tej edycji zachwycił go występ Paradise Lost oraz artystyczny rozmach Zeal & Ardor.
– Pierwszy raz byłem w 2001 roku. Pamiętam błoto po kolana i że nikomu to nie przeszkadzało. Jadę tu głównie dla muzyki, ale zawsze znajdzie się czas na rozmowy. Mogę się szczycić tym, że to ja zabierałem moich znajomych po raz pierwszy na Woodstock. Wielu z nich nadal tu się zjawia – mówi.
Rumianie spotykają rumian
Okazuje się, że Pol’and’Rock to także miejsce nieoczekiwanych spotkań „rodaków” z Rumi. Na przestrzeni lat Ania przypadkiem natknęła się na koleżankę z liceum, Marta spotkała dawnego nauczyciela historii, a Sebastian sąsiada z bloku, stojąc w kolejce po zupę.
– Co roku kogoś znajdę, taka tradycja! Może nie zawsze z Rumi, ale znajome twarze zawsze się znajdą – zapewnia 32-letni Andrzej.
Muzyczne korzenie z Rumi
Wszyscy zgodnie przyznają, że to właśnie w Rumi zaczęła się ich przygoda z muzyką. Ania grała na pianinie w szkole muzycznej, Andrzej miał garażowy zespół na Szmelcie, Sebastian natomiast wspomina wagarowanie na Górze Markowca i śpiewanie w akompaniamencie gitary. Rumia była ich młodością i dała początek muzycznej drogi.
Co powiecie na własny festiwal?
Czy Rumia ma potencjał na własne festiwale? Nasi rozmówcy nie mają wątpliwości, że tak, choć w mniejszej skali. Koncerty w przysłowiowym polu? Taka opcja idealnie nadaje się na alternatywny lub rodzinny format. A gdyby mogli zaprosić jeden z festiwalowych zespołów do Rumi, to wybór padłby na…
– The Allergies Live, bo tańczą wszyscy: dzieciaki, rodzice i dziadkowie – wskazuje Ania.
– Lady Pank. Klasyczny, znany, przyciągnie tłumy – typuje Andrzej.
– Powiedziałabym Majka Jeżowska, ale już była! No to Fisz Emade Tworzywo. Za mądre teksty i emocje – wskazuje Marta.
– Metallica, bo trzeba mieć wielkie marzenia – uważa Sebastian.
Przygoda życia
Na koniec festiwalowi rumianie kierują kilka słów do naszych czytelników:
– Nie bójcie się! Spakujcie plecak i namiot, Woodstock (Pol’and’Rock) to przygoda życia – zachęca Ania.
– Nie odkładajcie tego na później. Trzeba przeżyć, żeby zrozumieć – podkreśla Andrzej.
– Muzyka łączy ludzi ponad wszystkim – dodaje Marta.
– Do zobaczenia pod sceną, gdy będę przybijał tabliczkę z napisem „Rumia” – kończy Sebastian.