Wiceburmistrz Rumi ds. społecznych Piotr Wittbrodt mówi o funkcjonowaniu miasta podczas epidemii: „mieszkańcy natrafili na bardzo wiele utrudnień w życiu codziennym, a mimo to byli niezwykle zdyscyplinowani”.
Rumskie Nowiny: Statystyki dotyczące koronawirusa są optymistyczne, ogólnopolskie tempo przyrostu zachorowań ustabilizowało się. Chyba można pokusić się o stwierdzenie, że najgorsze już za nami. Co było dla Rumi największym wyzwaniem w pierwszych tygodniach epidemii?
Piotr Wittbrodt: Główny problem był taki, że do tej pory w Rumi, ani w innych polskich samorządach, nikt z czymś takim się nie mierzył. Nawet fachowe słownictwo było dla nas obce. Pierwsze działania zorganizowanego niemal natychmiast kryzysowego zespołu były wykonywane tak naprawdę w ciemno. Robiliśmy to, co podpowiadał nam zdrowy rozsądek. Ograniczyliśmy bezpośrednie kontakty, wstrzymaliśmy organizację miejskich wydarzeń i przeszliśmy na wewnętrzny tryb pracy, by zapewnić mieszkańcom bezpieczeństwo. Urząd zamknęliśmy dla klientów chyba jako pierwsi w regionie. Dopiero po kilku dniach dotarły do nas rządowe wytyczne dotyczące tego, w jaki sposób powinniśmy postępować. Największym wyzwaniem okazało się wdrożenie odpowiednich procedur i dopracowanie przepływu informacji pomiędzy nami a służbami, jednostkami i tak dalej. W kolejnych dniach staraliśmy się zakupić niezbędne artykuły ochronne, czyli rękawiczki i płyny dezynfekujące.
RN: Z przeprowadzanych przez CBOS badań wynika, że 46 procent Polaków negatywnie oceniło działania rządu w walce z pandemią, 44 procent oceniło je pozytywnie, a 10 procent ankietowanych wybrało odpowiedź „trudno powiedzieć”. Jak Pan, jako samorządowiec i obywatel, ocenia rządowe działania?
PW: Wbrew pozorom to karność Polaków spowodowała, że obecnie jest jak jest, czyli całkiem nieźle. Niektóre działania rządowe nie były konsultowane z samorządowcami, ponownie zabrakło dialogu. Po raz kolejny wyszło też na jaw ogromne niedofinansowanie służby zdrowia. Poza tym tarcza antykryzysowa nie objęła pomocą tych, którzy najbardziej ucierpieli finansowo – przedsiębiorców i samorządy.
RN: Wspomniał Pan o finansach. Z powodu epidemii koronawirusa konieczne okazało się między innymi odwołanie tegorocznego Budżetu Obywatelskiego w Rumi czy też wstrzymanie organizacji miejskich wydarzeń kulturalnych i sportowych. Z jakich dokładnie względów było to konieczne?
PW: Przede wszystkim chodzi o zdrowie i bezpieczeństwo osób biorących udział w tych przedsięwzięciach i wydarzeniach. Przez wirusa znacznie utrudnione są kwestie organizacyjne oraz wszelkie techniczne aspekty. Konieczne okazało się również wprowadzenie oszczędności, co wynika z niższego udziału gminy w podatku PIT. Tylko w kwietniu, względem analogicznego okresu sprzed roku, Rumia straciła blisko 41% dochodów z tego tytułu. W praktyce to mniej o 2,5 miliona złotych w miejskim budżecie, a prognozy na kolejne miesiące nie są optymistyczne.
RN: Jak mieszkańcy Rumi znosili i znoszą całą tę sytuację związaną z epidemią?
PW: W wyniku licznych obostrzeń i restrykcji mieszkańcy natrafili na bardzo wiele utrudnień w życiu codziennym, a mimo to byli niezwykle zdyscyplinowani. Przyjęli nowe zasady funkcjonowania z dużą wyrozumiałością i odpowiedzialnością, a na dodatek pomagali innym. Przykładem są rumscy przedsiębiorcy, którzy produkowali przyłbice dla szpitalnego personelu, szyli maseczki, przygotowywali posiłki dla ratowników medycznych czy też angażowali się w zbiórki darów dla potrzebujących. W tym samym czasie mieszkańcy wspierali lokalny biznes, decydując się na zakup usług z odroczonym terminem realizacji. To zwykli obywatele umożliwili przedsiębiorcom przetrwanie tych najtrudniejszych tygodni.
RN: Myśli Pan, że powrót do rzeczywistości sprzed epidemii jest jeszcze możliwy? Czy w Rumi wkrótce będzie tak jak dawniej?
PW: Oczywiście, że będzie jak dawniej. Ludzie wrócą do tego, co było. Czas jest najlepszym lekarstwem. Żałuję tylko jednego. W tych wszystkich skutkach epidemii koronawirusa można znaleźć jeden pozytyw – chwilowa nieobecność człowieka korzystnie wpłynęła na przyrodę. Wystarczyło kilka tygodni, żeby natura odżyła. Szkoda, że nie potrafimy utrzymać takiego stanu.
RN: Ostatnie pytanie – co Pan zrobi w pierwszej kolejności, gdy wszelkie obostrzenia przestaną obowiązywać, gdy to wszystko się już skończy?
PW: Właściwie to nic szczególnego nie przychodzi mi do głowy. Staram się patrzeć na otaczającą nas rzeczywistość zdroworozsądkowo, żyć w miarę normalnie. O, jest coś – tęsknię za pójściem do teatru czy na koncert, tego mi brakuje. Ale to może poczekać. Ważne, że obecnie jesteśmy na dobrej drodze do wspólnego zdrowia.
RN: Dziękujemy za rozmowę.