Jolanta Juszkiewicz: Los sprzyjał różnym podróżom. Po ukończonej w Rumi szkole, a potem gdyńskim Technikum Gastronomicznym, zdałam do Akademii Teatralnej we Wrocławiu na wydział aktorski. Po zakończonej w Polsce edukacji wyjechałam do Norwegii, do Friteater w Porsgrunn. Aktorzy, byli uczniowie Jerzego Grotowskiego, pokazali mi metodę pracy aktora – aby podążać za tym, co ci mówi impuls i gdzie prowadzi cięciało. To zupełnie inne podejście od tego, czego uczy szkoła teatralna, gdzie rozum i to, gdzie on prowadzi, stanowi podstawę gry aktorskiej. To doświadczenie było punktem zwrotnym mojego życia. Wyruszyłam w świat. W Kanadzie i w Indiach uczyłam się, czym jest ruch i że jest on ważniejszy niż słowo, aż osiadłam w Australii. Tam nauczyłam się współpracować z różnymi kulturami. Proszę uwierzyć, że w Australii jest 220 kultur. Miałam ogromne szczęście, będąc zaproszona do współpracy z autorytetem reżyserii teatru i opery Rodney’em Fisherem. On nauczył mnie pracy aktora w obcym języku. Natomiast z Anatoly’em Frusinem, dramaturgiem pochodzącym z Nowej Zelandii, zrealizowaliśmy parę spektakli, w tym nagradzanych. Anatoly wprowadził mnie w tajniki reżyserii.
Teatr Kropka Theatre nie ma swojej siedziby. Wszystko mam w walizkach. Stąd też jego „lekkość” i kreatywność, bo z niczego tworzę coś. W formie i metodzie pracy mojego autorskiego teatru jest dużo plastyki. Jeśli ktoś nie rozumie języka, w którym gram, to wciąga go forma. I takie jest założenie teatru. Po 10 latach rozwoju w Australii przyjechałam do Polski. Przeważnie prezentowałam małe formy, szczególnie monodramy. Zapraszali mnie głównie organizatorzy zagranicznych festiwali uczestniczyłam w festiwalach około trzydziestu krajów i prowincji, we Francji, w Lyon, w charakterze ambasadora festiwalu Europe & Cies. Z czasem zaczęłam współpracę z Instytutem Adama Mickiewicza w Warszawie i polskimi placówkami dyplomatycznymi. Ostatnia dekada to realizacje międzynarodowe w ramach przyznanych mi grantów z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Muzeum Historii Polski, Fundacji Orange i innych grantodawców. Jestem wielokrotną stypendystką ministra oraz prezydenta Warszawy i marszałka pomorskiego. Działam głównie jednoosobowo. Zapraszam do współpracy swoich aktorów, ale też reżyseruję zespoły teatrów za granicą. W mojej pracy staram się łączyć współpracę zarówno z aktorami profesjonalistami, jak i z amatorami.
Wyreżyserowałam Witkiewicza w Łucku na Ukrainie, także w Kazachstanie, a prezentowałam swój monodram pt. „Matka” w Australii. Tu Witkiewicz jest przyjmowany jako komedia, natomiast Polacy w Australii byli zbulwersowani takim odbiorem, widząc w spektaklu jedynie tragedie. Australijczycy reagują bardzo spontanicznie. Publiczność w Rosji natomiast jest zamrożona, uważając, że jest na służbie dla aktora, któremu nie wolno przeszkadzać. Jeśli chodzi o Polskę, to też zależy od miejsca. Mniejsze miasta – takie, które mają trudniejszy dostęp do kultury – reagują zupełnie inaczej niż np. publiczność w Warszawie.
Rzadko tu bywam, ale mam dwie bliskie przyjaciółki z czasów szkolnych. Wszystkie jesteśmy z Lotniska i dzięki nim jestem na bieżąco z informacjami o wydarzeniach w mieście. Bliska memu sercu jest Stara Rumia, chodziłam do Szkoły Podstawowej nr 1. Na ławeczkach na placu sportowym za budynkiem zbieraliśmy się czasem po szkole i bawiliśmy się w teatr. Uczęszczałam też do MDK-u w czasach, kiedy dyrektorem był pan Bazyli Przybylski. Dalszy dotyk teatru to szkoła średnia i regularne wizyty w Teatrze Muzycznym, więc nie miałam prawie kontaktu z praktyką. Aha, oczywiście konkursy recytatorskie!